/ Igor /
Odpoczynek
w zaciszu własnych czterech ścian zaczynał mnie już nudzić. Snułem się po całym
lokum, zupełnie nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Żaden program w telewizji mnie
nie interesował. Nie mogłem również znaleźć zajęcia, które skutecznie
pochłonęłoby moją uwagę. Odpoczynek był mi jeszcze bardzo potrzebny, ale tracił
on sens, gdy nie miałem do kogo się odezwać. Swoją drogą, zastanawiało mnie,
dlaczego nikt mnie nie odwiedza. Czasem zadzwonił Grześ albo Benek, ale żaden z
nich nie pojawił się w progu mojego mieszkania. Chciałem wydedukować, dlaczego
tak się dzieje, lecz moje rozważania zostały przerwane przez dzwoniący telefon.
Leniwie podniosłem się z kanapy, po czym sięgnąłem po aparat. Spojrzawszy na
wyświetlacz, nie mogłem wyjść ze zdumienia. Przetarłem oczy i spojrzałem
jeszcze raz. Byłem już pewien – moja wyobraźnia nie płatała żadnych figli.
Odbierając połączenie, czułem przyspieszone bicie swojego serca.
-
Mam cię udusić? – zapytała śmiertelne poważnie.
-
Niby dlaczego? – odpowiedziałem również pytaniem.
-
Za chęć do życia i miłość do ojczyzny – jej ton nie zmieniał się.
-
W takim razie masz bardzo mocne argumenty do wykonania wyroku – zażartowałem.
-
Bardzo śmieszne – w słuchawce usłyszałem jej chichot – a tak całkiem poważnie:
jesteś dzisiaj w domu?
-
Dla ciebie zawsze – odparłem z uśmiechem – zapraszam w moje skromne progi.
-
W takim razie, do zobaczenia – usłyszałem, nim odłożyła słuchawkę.
Po rozmowie z Kingą czułem się
jak najszczęśliwszy człowiek na całej Ziemi. Mając świadomość, że niebawem
dziewczyna wpadnie z wizytą, nie posiadałem się z radości. Wreszcie nie
musiałem sam spędzać czasu! W oczekiwaniu na spotkanie skierowałem swoje kroki
do sypialni oraz łazienki, gdzie umyłem twarz i włożyłem czyste ubranie.
Przygotowałem się w samą porę, bo gdy tylko znalazłem się z powrotem w salonie,
zadzwonił dzwonek. Nie kryjąc swojej radości z odwiedzin Kingi, poszedłem
otworzyć. Tak, jak się spodziewałem, za drzwiami stała uśmiechnięta dziewczyna.
W dłoni trzymała pełną zakupów torbę, co spowodowało, że poczułem się trochę
niezręcznie.
-
Znowu dokarmiasz biednego kalekę? – zapytałem nieco zażenowany.
-
Nie marudź – odpowiedziała, wchodząc do środka.
Chociaż nie było mi to specjalnie
na rękę, nie komentowałem zaistniałej sytuacji. Pomogłem jej tylko zdjąć
płaszcz, po czym poprowadziłem do kuchni. Natychmiast zabrała się do pracy. Chciałem
pomóc w przyrządzeniu posiłku, lecz cała radość jeszcze ze mnie nie opadła, co
zaowocowało drżeniem rąk. Jej reakcja była więc jednoznaczna: dostałem nakaz
włączenia sobie telewizji i cierpliwego czekania.
***
Po
jakieś godzinie do moich nozdrzy dotarł całkiem przyjemny zapach pysznej
potrawy. Czując pustkę w żołądku, poszedłem do kuchni, w której wciąć rządziła
Kinga. Zerknąłem jej przez ramię i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Ułożone na
talerzach naleśniki wyglądały wręcz przepięknie. Zastanawiałem się, czy mam
jeść, czy jeszcze się zachwycać. Na szczęście moje wątpliwości zostały rozwiane
w momencie, gdy talerze zostały postawione na stole.
-
Smacznego – usłyszałem z ust mojej towarzyszki.
-
Dziękuję – odparłem, uśmiechając się.
Przez dłuższą chwilę jedliśmy w
milczeniu. Każdy z nas zajęty był swoimi własnymi myślami i nie zwracał uwagi
na drugą osobę. Wciąż cieszyłem się, że ktoś o mnie pamięta. Dlatego też minęło
zażenowanie, z jakim przyjmowałem w swoje progi gościa. Nie mogłem marudzić,
gdy przede mną stały takie smakołyki; zajadałem się nimi ze smakiem.
-
Widzę, że jesteś nieźle wygłodzony – zażartowała.
-
I to jak – zgodziłem się – sam najczęściej spalę sobie obiad albo nie dogotuję.
-
Ciapa – skomentowała krótko, uderzając w ramię.
Reszta posiłku upłynęła nam w
przyjemnej atmosferze. Gdy skończyliśmy, pomogłem Kindze posprzątać i wspólnie
usiedliśmy przed telewizorem. Nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu oglądając
jakąś ckliwą komedię romantyczną. W gruncie rzeczy film nie był nawet ciekawy,
ale najważniejsze było mieć ją obok siebie. Tęskniłem za naszymi rozmowami i tą
bliskością. Teraz wszystko zaczęło się spełniać. Lepszego popołudnia nie mogłem
sobie wymarzyć, nie ma co.
***
/ Patryk /
Od
kilku dni nie mogłem przestać bić się z myślami. Wspomnienie ostatniej rozmowy
z Izą nie przestawało mnie trapić i utrudniało zadanie. Zupełnie nie potrafiłem
podjąć decyzji, zwłaszcza słusznej. Wciąż nie chciałem, aby pojawienie się
dziecka zniszczyło moją karierę. Wstawanie w nocy nie wróżyłoby wzrostu mojej
formy. Wręcz przeciwnie. Grałbym coraz gorzej i musiałbym pożegnać szanse na
grę w pierwszej szóstce. Chociaż z drugiej strony zdałem sobie sprawę, jaką
krzywdę wyrządzam swojej dziewczynie. Ona straciła brata, ja nigdy nie miałem
mamy i tak po prostu chciałem zabić własne dziecko! Dopiero teraz uświadomiłem
sobie to, jak postąpiłem. Zdecydowanie nie zasłużyłem sobie na wybaczenie, co
to, to nie!
Chociaż
byłem przekonany, że Iza nie wybaczy mi tego, jak ją zraniłem, wiedziałem
jedno. Powinienem pójść do niej i przeprosić za to, w jaki sposób została
przeze mnie potraktowana. W tym właśnie celu udałem się do osiedlowej
kwiaciarni. Poprosiłem o najpiękniejsze róże, jakie można było w tej chwili
znaleźć. Szczęście widocznie mi sprzyjało. W parę minut po wyjściu z domu byłem
zaopatrzony w przeogromny bukiet z czerwonych róż oraz niewielką torebkę, w
jaką pakuje się urodzinowe prezenty. Jednak zawartość nie miała nic wspólnego z
okolicznościowym upominkiem. W środku znajdowała się mała, kolorowa grzechotka,
którą Iza kiedyś da naszemu maleństwu. O ile w ogóle będzie chciała przyjąć ode
mnie to, co niosłem. Nie miałem ochoty rozmyślać o tym, co się wydarzy. Moje
serce biło przyspieszonym rytmem, a dusza szła ze mną ramię w ramię. Nim się
obejrzałem, byłem już na miejscu. Nacisnąłem dzwonek, a moje serce zaczęło
wyrywać się z piersi. W tamtej chwili miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
***
/ Iza /
Dzisiejszy
dzień należał do tych, w których nie miałam ochoty opuszczać łóżka. Depresja
związana z żądaniem usunięcia ciąży dawała się we znaki coraz częściej. Rozważałam
ten pomysł i nie wiele brakowało, abym umówiła się na zabieg, jednak zawsze w
ostatniej chwili wycofywałam się z tego. Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk
dzwonka. Niechętnie wstałam, kierując swe kroki do przedpokoju. W chwilę
później pożałowałam swojej decyzji. Na korytarzu stał ten drań, którego nie
miałam ochoty oglądać. W jednym momencie wezbrał we mnie przeogromny gniew.
Chciałam zatrzasnąć drzwi przed jego nosem, jednak uniemożliwił mi to, wkładając
stopę pomiędzy framugę a skrzydło. Teraz zmuszona byłam wpuścić go do środka.
Gdy wszedł, zamknął za sobą drzwi, a ja skierowałam się w stronę swojego
pokoju. Natychmiast położyłam się w łóżku, a twarz zwróciłam w stronę ściany. Czułam
na plecach jego zasmucone spojrzenie, jednak było mi to całkiem obojętne.
-
Możemy porozmawiać, słońce? - zapytał z
nadzieją w głosie.
-
Nie mamy o czym – mruknęłam, nie odwracając się.
-
W takim razie chociaż mnie wysłuchaj – poprosił i podał mi kwiaty.
W pierwszej chwili miałam ochotę
wyrzucić go za drzwi, uderzając wcześniej w głowę tym wiechciem. Lecz coś
tknęło mnie, by pozwolić mu wylać te nieskończone żale. Wciąż lekceważąc
środkowego, słuchałam jego wywodu. Zupełnie nie rozumiałam jego strachu o
karierę i spadek formy. To może zdarzyć się każdemu, bez względu na to, czy
zostanie ojcem, czy też nie. Moim zdaniem Patryk nie chciał brać na siebie
odpowiedzialności za nasze nienarodzone maleństwo, ale mniejsza o to. Z coraz
większym przejęciem opowiadał o tym, jak każdej nocy płakał za mamą i pisał
listy, które jego tata potajemnie zanosił zanotowane kartki na jej grób. Chociaż
nie dawałam tego po sobie poznać, współczułam mu i poniekąd rozumiałam, co
musiał czuć, gdy oznajmiłam mu nowinę. Nie zmieniało to jednak faktu, że
potraktował mnie okropnie chamsko. Na co, jak na co, ale na żądanie aborcji
przez mojego chłopaka nie zasłużyłam i powinien to wiedzieć.
-
Wybaczysz mi? – zapytał, gdy skończył swój monolog.
-
Nie wiem – odparłam, kryjąc łzy.
-
Zrób to dla naszego dziecka – powiedział, po dłuższej chwili milczenia.
Takiego argumentu w życiu bym się
nie spodziewała, a już na pewno nie po nim. Zauważyłam jednak, że czas naszej
rozłąki został odpowiednio spożytkowany przez pana Czarnowskiego. Przez wzgląd
na przeszłość i na mnie przestał stawiać mi niebotyczne wymagania. Teraz byłam
już pewna: nie ważne, co się stanie, urodzę dziecko i nie pozwolę, by
ktokolwiek je skrzywdził.
-
Niech będzie – wydusiłam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
______________________________________
Oddaję w Wasze ręce kolejną notkę.
Mam nadzieję, że przypadnie do Waszych gustów.
Pozdrawiam : *