poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 25



            Po kilkunastu minutach spędzonych nad grobem jego mamy, zdecydowaliśmy się wrócić. Zarówno ja, jak i Patryk byliśmy zmęczeni. Ten czas, który przeznaczyliśmy na przyjście tu, bardzo zbliżył nas do siebie. Jednocześnie dowiedzieliśmy się o sobie czegoś nowego. Poczułam, że jestem na właściwym miejscu. Teraz jednak wolałam już nie myśleć o tym. To, co przeżył Patryk, było dla mnie szokiem, który w siódmym miesiącu ciąży może zaszkodzić nie tylko mi, ale i naszej córce. Wykonałam więc kilka głębokich wdechów, po czym ruszyliśmy dalej. W niedługim czasie znów byliśmy w jego domu. Spokojnie wdrapałam się na górę, gdzie bardzo szybko znalazłam należący do niego pokój. Łóżko było już rozłożone, więc postanowiłam się położyć. Może i na ten cmentarz nie było daleko, ale to wszystko spowodowało, iż czułam się wyczerpana.
            - Jak się czujesz, kochanie – zapytał, zanim przekroczył próg.
            - jestem zmęczona – odpowiedziałam, ziewając.
            - coś się stało? – na jego twarzy malowało się zmartwienie.
            - Nie – uśmiechnęłam się, po czym przytuliłam do siatkarza.
W okamgnieniu położył się tuż obok. Znów objął mnie swoimi dużymi, silnymi ramionami, w których czułam się tak bardzo bezpiecznie. Świat znowu stanął w miejscu, a wszystko inne stało się bardziej kolorowe. Chciałam, aby ta chwila w ogóle się nie kończyła. Chciałam, aby Patryk trwał przy mnie niezależnie od sytuacji. Chociaż i tak był już nadopiekuńczy, czułam, że nie mogę wyobrazić sobie życia bez środkowego u boku.
            - Nie mogę się doczekać porodu – zdradził mi po długiej chwili milczenia.
            - Ja też – uśmiecham się leciutko.
W tej właśnie chwili poczułam delikatny ruch wewnątrz mojego ciała. Po chwili owe ruchy stawały się coraz mocniejsze, a ja mogłam zauważyć na brzuchu dwie maleńkie stópki. W moim sercu pojawiła się nieopisana radość. Czuć ruchy własnego dziecka to naprawdę nieopisane uczucie. Całkiem niepostrzeżenie kładę dłoń siatkarza na ciężarnym brzuchu, dokładnie w miejscu maleńkich stópek.
             - Czujesz? – zapytałam z zawadiackim uśmiechem.
            - Mmm… - z jego ust wydobyło się przyjemne mruknięcie – mała postanowiła poćwiczyć.
            - Tak – przyznaję – nie może doczekać się przyjścia na świat. Ale mogłaby już skończyć.
Udało mi się stłumić ziewnięcie, wydobywające się z moich ust. Nagle poczułam, iż moje powieki zaczęły robić się ciężkie. Moja głowa bezwładnie opadła na poduszkę, a Morfeusz gotowy był zabrać mnie do swojej krainy. Nim zasnęłam, Patryk delikatnie pocałował mnie w czoło. Potem przyszedł czas na odpoczynek.


***




/ Igor /



            Kiedy dowiedziałem się od Kingi, że Czarnowski spędza weekend z dziewczyną na Mazurach, ucieszyłem się. Teraz nie będę musiał się przynajmniej martwić, że ktoś mnie przyłapie. Patryk był jedyną osobą, która odwiedzała ten sam klub co ja i mogła o mnie cokolwiek wiedzieć. Nie miałem czystego sumienia, więc nie chciałem, aby moja dziewczyna się dowiedziała. Nadal byliśmy parą. Lecz z każdym dniem ten związek przypominał fikcję… Kiedy umawiałem się z kolejnymi dziewczynami, czułem, że już jej nie kocham. A przynajmniej nie tak, jak na początku. Już kilka razy chciałem jej o tym powiedzieć. Lecz za każdym razem zabrakło mi odwagi. Właśnie miałem wsiąść do swojego Audi, kiedy dostałem telefon.
            - Cześć, piękności – usłyszałem na powitanie – masz może plany na wieczór?
            - Hej, słońce ty moje – odpowiedziałem Roksanie – możesz wpadać.
Trzymając słuchawkę przy uchu, mogłem wyczuć uśmiech mojej rudowłosej piękności. Roksana jest o niebo lepsza od Kingi, zawsze potrafiła zaspokoić mnie trzy razy lepiej. Ze wszystkich dziewczyn, z którymi się spotykałem, to właśnie ona dawała mi spełnienie za każdym razem. A zresztą, nic innego nas nie łączyło.
            Nim dotarłem do domu, postanowiłem udać się jeszcze do sklepu. Wokół bloku, w którym mieszkałem, było ich pełno. Jednak ja wszedłem do swojego ulubionego. Zawsze gawędziłem ze sprzedawcą wybierającym dla mnie najlepsze wino.
            - Witam, witam – pan Staszek się uśmiechnął – kogo my tu mamy?
            - A no pusta lodówka wzywa na zakupy – odpowiedziałem ze śmiechem.
            - W takim razie, co podać?
            - Hmm… - przez chwilę się zastanawiałem – wino, to samo co zawsze.
W chwilę później zdecydowałem się na wybór kilku składników, które pozwoliłyby na przygotowanie prostej sałatki. Na nic się jednak zdały moje zakupy, gdyż Roks już na mnie czekała. Uśmiechnęła się lubieżnie, po czym złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. W okamgnieniu dotarliśmy do mojego mieszkania. Odłożyłem zakupy na półkę, po czym zająłem się moją towarzyszką. Właściwie od razu udaliśmy się do sypialni, gdzie czekała nas kolejna namiętna noc. Nigdy nie przeżyłem lepszych chwil, niż te spędzone z Roksaną.


***


/ Patryk  /


            Dzisiejszego ranka obudziłem się jako pierwszy. Ostrożnie wyszedłem z łóżka, aby nie obudzić Izy. Ubrany w koszulkę i spodenki za kolano, skierowałem swoje kroki do kuchni. Tam przygotowałem wszystko, co potrzebne jest na piknik dla dwojga. Zaraz, zaraz! Nagle coś mi się przypomniało. Przecież nie miałem jeszcze pierścionka! Gorączkowo zacząłem myśleć, skąd mogę teraz coś takiego wziąć. Przecież mogłem dać jej bukietu kwiatów, które od razu zwiędną! Co to, to  nie! W pewnej chwili do kuchni wszedł tata. Szybko zorientował się, co szykuję i puścił do mnie oczko. Kilka sekund później wyszedł z pomieszczenia. Jednak nie trwało to długo. Dwie minuty później tato stał znów obok mnie. Podał mi nieduże pudełeczko, symbolizujące, że w środku jest biżuteria. Czym prędzej otworzyłem ten nieduży sześcian, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z rubinowym oczkiem.
            - Dziękuję, tato – uśmiecham się do niego.
            - Podziękuj swojej mamie – uśmiecha się – to był jej ulubiony pierścionek.
            - A… a… ale skąd wiedziałeś? – udało mi się wydusić.
            - To było widać od samego początku – teraz tata poklepał mnie po ramieniu – daj jej to.
Mówiąc to, znów zostawił mnie samego. Ukryłem więc pudełeczko w koszyku, po czym poszedłem obudzić moją cudowną piękność.


***


            Tego dnia pogoda była naprawdę piękna. Razem z Izą przemierzaliśmy kolejne ścieżki, kierując się na nie wielką łączkę, pośród której rósł wielki dąb. Uznałem, iż to idealne miejsce. Niewiele osób tędy przechodziło. Mieliśmy więc ciszę i spokój. Tuż po przyjściu rozłożyłem na trawie nieduży koc. W chwilę później stanęło na nim nakrycie i wszystkie przygotowane smakołyki. Iza od razu chciała zacząć pałaszować, jednak dałem jej znak, iż musi poczekać. Bez większych problemów odszukałem ukryty w koszyku pierścionek. Otworzyłem pudełeczko, po czym przyklęknąłem na jednym z kolan.
            - Wyjdziesz za mnie? – zapytałem głosem pełnym nadziei.
            - Tak! – wykrzyknęła natychmiast – Wariacie, tak!
Bez wahania wziąłem narzeczoną na ręce, zataczając koło. Czułem się taki szczęśliwy, tak bardzo ją kochałem, że nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Teraz wiedziałem, iż żądając usunięcia małej Lenki, bardzo ją krzywdziłem. Na całe szczęście wybaczyła mi i teraz nikt już nie pamięta o tej przykrej sprawie.
Kiedy już nacieszyliśmy swoją bliskością, pomogłem Izie usiąść. Wspólnie jedliśmy przygotowane przeze mnie owoce, upieczone ciasto. Było nam tak cudownie. Nagle przyszła mama położyła moją dłoń na swoim ciężarnym brzuchu. I w tym momencie poczułem ruchy swojej nienarodzonej córeczki.
            - Czujesz, kochanie? – narzeczona zadała mi to pytanie.
            - Pewnie – uśmiechnąłem się – mała chyba ćwiczy jakieś fikołki.
            - Od razu ćwiczy – zaśmiała się – jest szczęśliwa, że ma przy sobie rodziców.
I rzeczywiście tak było. Lenka mogła czuć się podobnie jak my. Już nie mogłem doczekać się jej porodu. Co prawda zostało jeszcze parę tygodni, ale i tak liczyłem dni. Tak bardzo pragnąłem wziąć ją na ręce.
            - Nad czym tak dumasz? – zapytała mnie Iza.
            - Marzę i marzę… - odpowiedziałem z rozanieloną miną.
            - O czym? – narzeczona zrobiła się bardzo dociekliwa.
            - Chcę wziąć naszą córeczkę na ręce – powiedziałem – i nie mogę się już doczekać.
            - Ja też chcę ją już przytulić – wyznała nagle.
Po tych słowach złożyłem na jej czole czuły pocałunek. Później objąłem ją i trwaliśmy tak w naszym wspólnym uścisku. Lecz w pewnym momencie zaczęło grzmieć.
            - Chyba musimy już uciekać – zaśmiałem się lekko.

            - Może przejdzie bokiem – odparła, pomagając mi ułożyć wszystko w koszyku.

__________________________________________

Zostały nam jeszcze 2 odcinki i epilog. 
Miłej lektury! :)

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 24

/ Iza /


            Zakupy z Kingą były dla mnie prawdziwą rozrywką! Już od dawna nie bawiłam się tak dobrze, zwłaszcza w towarzystwie najlepszej przyjaciółki. W ostatnim czasie Kinga wzięła na siebie wiele stresów, więc to wyjście dobrze jej zrobiło. Oczywiście, wciąż miałam nadzieję, że między nią a Igorem zakwitnie dawne uczucie. Życzyłam im jak najlepiej i mocno ściskałam kciuki. Jednak zachowanie atakującego stanowczo mi się nie podobało. To, co robił w ostatnim czasie dawało mi sporo do myślenia. Już prawie zepsułam sobie humor myśleniem facecie mojej przyjaciółki. Na szczęście Kinga w porę wyrwała mnie z tego ponurego letargu.
            - Zadowolona z zakupów? – zapytała mnie ze szczerym uśmiechem.
            - Oczywiście – przyznałam bez wahania – nie sądziłam, że kupowanie ubranek może być taką przyjemnością!
            - Nie tylko dla ciebie – przyjaciółka zaśmiała się wesoło.
Właściwie nie pamiętałam już, kiedy Kinga miała tak dobry humor. Zmartwienia, jakich dostarczał jej Igor, wystarczająco ją pochłaniały, a ja nie mogłam już na to patrzeć. Jednak teraz wszystkie troski mojej współlokatorki odeszły w cień.


***



            Kiedy weszłyśmy do naszego mieszkania, przyjaciółka od razu zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Już w drodze tłumaczyła, iż jest zmęczona, dlatego postanowiła odpocząć. W gruncie rzeczy nie byłam zdziwiona tym, co mi oznajmiła. Wręcz przeciwnie. Rozumiałam ją aż za dobrze. Moje stopy także nie były w najlepszym stanie. Opuchnięte kostki domagały się odpoczynku. To właśnie dlatego weszłam do swojego niewielkiego pokoju i od razu usiadłam na zaścielonym łóżku. Torby z zakupami ułożyłam na podłodze. Już w chwilę po tym wyjęłam z nich pierwsze ubranka. Dotykając tych tkanin, czułam rosnące zadowolenie. Nie mogłam doczekać się momentu, kiedy każdą z tych rzeczy włożę mojej maleńkiej córeczce.  Czas do porodu niesamowicie mi się wydłużał. Nie, żebym uznała ciążę za jakąś chorobę, czy źle ją znosiła, ale bardzo pragnęłam wziąć na ręce naszą maleńką córeczkę. Chociaż wcale nie planowałam macierzyństwa, wiem, że usunięcie małej było by kompletną głupotą. Zarówno ja, jak i Patryk żałowalibyśmy tego, co jej zrobiliśmy. A Arek wcale nie byłby ze mnie dumny. Przeciwnie. Gdyby mógł udusiłby mnie gołymi rękoma.
            Niepostrzeżenie dla mnie drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a w progu stanął Patryk. Środkowy popatrzył na mnie z niezadowoleniem, po czym usiadł tuż obok mnie. Kolejno brał w dłonie maleńkie ubranka i przyglądał im się z niemałą powagę.
            - Kochanie? – nagle usłyszałam jego łagodny głos.
            - Tak? – okazałam zainteresowanie.
            - A co ja ci mówiłem o zakupach? – siatkarz uniósł do góry jedną z brwi.
            - Oj tam, oj tam – uśmiecham się filuternie – nie pozwalasz mi na wyjścia z przyjaciółką?
W odpowiedzi Patryk zamknął mi usta pocałunkiem. Chociaż początkowo jego reakcja wydawała się dla mnie zaskakująca, nie odepchnęłam go. Zamiast tego oddałam jego delikatny, aczkolwiek czuły pocałunek. Odkąd Czarnowski zaakceptował swoją nienarodzoną córeczkę był na mnie wręcz nadopiekuńczy. Troszczył się o mnie tak, jak jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się w czasie trwania naszego związku. Poza tym, gdyby mógł, to nosiłby mnie na rękach, jadł za mnie i robił wszystko, czym obecnie się zajmuję. Nie jestem jednak obłożnie chora, więc nie pozwalam mu na to.
            - A co byś powiedziała na weekend w Ostródzie? – zapytał uśmiechnięty.
            - Yyy… Gdzie? – nie za bardzo wiedziałam, o co może chodzić mojemu chłopakowi.
            - W Ostródzie – powtórzył spokojnie – to moje rodzinne strony.
            - to znaczy, że chcesz zabrać mnie do swojego domu, poznać z rodziną?
            - Tak – potwierdza, składając na moim czole delikatny pocałunek.
            - Nie wiem, czy to dobry pomysł – odrzekłam zakłopotana.
            - Proszę – jego niebieskie tęczówki uległy diametralnemu powiększeniu – kochanie, zgódź się.
            - No dobrze – powiedziałam – wtulając się w jego ramiona.
            - I za to cię kocham – ponowił uścisk – a teraz może zostawię cię, żebyś się spakowała.
            - Nie chcesz mi pomóc? – zapytałam lekko zdumiona.
            - A, tak, tak – siatkarz klepnął się w czoło – już pomagam!


***





/ Patryk /


            Wczesnym rankiem byliśmy już w Ostródzie. Słońce świeciło już wysoko, co skutecznie podnosiło temperaturę we wnętrzu naszego samochodu. Nie zastanawiając się długo, włączyłem klimatyzację, co od razu poprawiło moje samopoczucie. Sądzę, że Iza również poczuła się o wiele lepiej. W jej stanie taka pogoda nie jest najlepsza, dlatego klimatyzacja to po prostu cud techniki, który pozwolił mi zapewnić dobre samopoczucie mojej dziewczynie. Mijały kolejne minuty, a my coraz bardziej zbliżaliśmy się do celu.
            - Gdzie jesteśmy? – usłyszałem zaspany głos Izy.
            - W Ostródzie, słoneczko – odpowiedziałem, całując ją w czoło.
            - Jak to, już? – moja towarzyszka nie mogła uwierzyć.
            - Od dobrych kilku minut – potwierdziłem.
W chwilę później pomogłem ukochanej wysiąść z samochodu. Okryłem ją cienkim sweterkiem, po czym wyjąłem z bagażnika nasze torby. Iza w tym czasie spacerowała, starając się rozprostować obolałe nogi. Nie trwało to jednak długo, gdyż po paru minutach stałem obok niej, obładowany wspólnym bagażem. Kierując się w stronę ganku, przywdziałem na twarz najładniejszy uśmiech. Powoli zbliżaliśmy się do drzwi wejściowych. Tato musiał widzieć nas już z okna, bo nie zdążyłem zapukać, a on stał już w drzwiach z zaskoczeniem malującym się w niebieskich oczach.
            - Kogo ja tu widzę? – zawołał na wstępie – witaj synu!
            - Cześć, tato – odkrzyknąłem równie radośnie – pozwolisz nam wejść?
            - Ależ oczywiście, zapraszam.
Obydwoje z Izą uśmiechnęliśmy się. Tata pomógł mi wnieść walizki, robiąc tym samym miejsce w drzwiach mojej ukochanej Izie. Przyszła mama dosyć niepewne przekroczyła próg domu, w którym niegdyś sam się wychowywałem. Gdy tylko weszła, zaczęła przyglądać się wszystkiemu dookoła. Zachowywała się tak, jak gdyby chciała wszystko dokładnie zapamiętać. To było nawet miłe.
            - Pewnie jesteście głodni – zagadnął tata, kiedy tylko zszedł z piętra.
            - I to jak! – odpowiedziałem szczerze.
            - W takim razie usiądźcie przy stole, a ja coś przygotuję – ojciec uśmiechnął się.
Szarmanckim gestem odsunąłem krzesło, które w chwilę później zajęła moja dziewczyna. Iza była dzisiaj bardzo niepewna. Wyglądała tak, jakby bała się cokolwiek powiedzieć. W gruncie rzeczy nie dziwiłem się jej. Dosyć niespodziewanie zabrałem ją w swoje rodzinne strony i przedstawiłem tacie. Miała prawo do tego, aby czuć się niezręcznie w takiej sytuacji. W pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy zapadła krępująca cisza. Ani mój tata, ani Iza nie wiedzieli, jak rozpocząć rozmowę. To w gruncie rzeczy było to nieuniknione. Nie za bardzo potrafiłem wyobrazić sobie to, że za kilka krótkich tygodni będziemy stanowić rodzinę, a ojciec o niczym nie wie. Pewnie nie wybaczyłby mi tego, gdybym nie poinformował go o przyjściu na świat jego wnuczki.
            - Jak się czujesz? – tata zadał Izie pierwsze pytanie podczas posiłku.
            - Dosyć dobrze – odpowiedziała lekko zarumieniona – miło, że pan pyta.
            - A jak dzieciątko? – tata był coraz bardziej ciekawy.
            - Mała miewa się dobrze – odpowiedzieliśmy niemal jednocześnie.
            - To może pochwalicie się umieniem?
            - Lena – znów udzielamy odpowiedzi w tym samym czasie.
W oczach taty widzę łzy. Po raz pierwszy od bardzo dawna tata płacze. To jedno niepozorne słowo wywołało w nim tyle wspomnień, także tych negatywnych. Do pomieszczenia wraca krępująca cisza. W milczeniu przełykamy kolejne kęsy konsumowanych kanapek.
            - Tato, wszystko w porządku? – zapytałem zmartwiony.
            - Tak, synku – odpowiedział od razu – po prostu mnie zaskoczyliście.
            - Przepraszam, że wywołaliśmy u ciebie wspomnienia – dodałem, jąkając się.
Tato uśmiechnął się przez łzy. Pomimo wywołanego smutku, cieszył się, że moja córka otrzyma imię po jego zmarłej żonie. Poniekąd mama znowu będzie obecna w moim życiu. Imię małej Lenki będzie mi codziennie o niej przypominało.
            - Cieszę się, że takie imię wybraliście dla swojej córeczki – tata się rozpromienił – to naprawdę dobry wybór.
            - Dziękujemy – odparła Iza – to w sumie wybór Patryka.
            - Nie mogłem inaczej – zacząłem się tłumaczyć.
            - Mama na pewno by się ucieszyła, taki syn jak ty to skarb.


***


            Pogoda tego dnia była naprawdę przepiękna. Razem z Izą postanowiliśmy nie marnować czasu i wybraliśmy się na spacer. Jesteśmy tutaj na krótko, więc chciałem odwiedzić przede wszystkim grób mojej mamy. Przyjeżdżam tu tylko raz w roku. Dlatego był to dla mnie dodatkowy powód. Jeszcze przed wyjściem przygotowałem znicze oraz bukiet herbacianych róż – mama uwielbiała je najbardziej. Nie tłumaczyłem swojej dziewczynie, dokąd się wybieramy. Może to nie była najlepsza niespodzianka, ale nie potrafię z uśmiechem opowiadać o rodzicielce. Miałem powiedzieć: „ Kochanie, teraz zaprowadzę cię na grób mojej mamy?” Odwiedzanie jej grobu zawsze brałem bardzo osobiście. Jako dziecko wyobrażałem sobie wspólne chwile, których nie mogliśmy ze sobą spędzić. Natomiast jako nastolatek żałowałem, że nie mogła być w najpiękniejszych dla mnie momentach. Nigdy nie widziała, jak uczyłem się odbijać piłkę. Nie widziała również, jak odnoszę pierwsze sukcesy, zdobywam medale.
            - Daleko jeszcze, kochanie? – Iza przerwała panującą między nami ciszę.
            - Już prawie jesteśmy – odpowiedziałem, gdy stanęliśmy u stóp schodów prowadzących na cmentarz.
            - Rozumiem, dokąd mnie zabierasz – stwierdziła – to nawet dobrze, że nie powiedziałeś wcześniej.
Byłem wdzięczny Izie za wyrozumiałość. Chciałem przekazać jej część swoich wspomnień, które od dziecka noszę w sercu. Mama była ważna dla mnie, jak dla niej brat, którego straciła. Poza tym od paru tygodni borykałem się ze swoją przeszłością. Niesamowicie pragnąłem, aby ciężar spadł z mojego serca. Wkrótce po tej wymianie zdań wstawiłem do wazonu świeże kwiaty. Zapaliłem znicz i usiadłem na ławeczce obok ciężarnej dziewczyny. Ponownie trwaliśmy w milczeniu. Zdecydowałem się jednak przerwać ciszę i nieco opowiedzieć o swoim dzieciństwie.
            - Niesamowicie mi jej brakuje… - zacząłem – tak naprawdę wcale jej nie znałem…
To wyznanie wywołało we mnie potok słów. Opowiadając o swoim dzieciństwie pod opieką taty i jego rodziców, czułem się coraz lżej. Chociaż wspomnienia były dla mnie bolesne, chciałem, aby Iza się o tym wszystkim dowiedziała. Nagle poczułem, że młoda mama się we mnie wtula. Po chwili moja koszula była mokra od jej łez. Byłem jej naprawdę wdzięczny za ciszę, która zapadła.


***


/ Kinga /


            Kilka dni temu straciłam nadzieję na nawiązanie kontaktu z Igorem. Zupełnie zapomniał o moim istnieniu. To właśnie dlatego wolałam wyrzucić go ze swojego serca. Nie chciałam męczyć się myśleniem o nim, o tym co robi, a co gorsza, czy ma teraz nową dziewczynę. Podświadomość podpowiadała mi, że z całą pewnością zabawia się z innymi. Jednakże nie będąc naocznym świadkiem dwuznacznej sytuacji, ciężko było mi cokolwiek stwierdzić. Kiedy tak leżałam zwinięta w kłębek na swoim łóżku, usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam tym zaskoczona. Iza wyjechała z Patrykiem do jego ojca, więc nie spodziewałam się żadnego gościa. Lecz dźwięk dzwonka nie ustawał. Nieco poirytowana postanowiłam pójść otworzyć. O mało nie padłam na zawał, gdy zobaczyłam za drzwiami JEGO.
            - Co ty tu robisz? – zapytałam już nieźle wkurzona.
            - Jak to co, kochanie? – siatkarz był zdezorientowany.
            - Przez te wszystkie tygodnie nie było cię przy mnie, a teraz nagle wracasz?
            - Zrozum, że musiałem wyjechać – odparł – mama ciężko zachorowała i byłem potrzebny w Australii.
Pomimo tego, iż  byłam na niego wściekła, nie potrafiłam się dłużej gniewać. Choroba najbliższej mu osoby nie była żartem, więc nie mogłam inaczej zareagować. W gruncie rzeczy kochałam go nadal. To właśnie dlatego postanowiłam dłużej się nie gniewać. Zaprosiłam chłopaka do salonu, po czym przygotowałam ciepłą herbatę. Przyniosłam również ciastka, bo ten głupek na pewno miał ochotę na coś słodkiego.
            - Brakowało mi ciebie – zamruczał do mojego ucha.
            - Cholernie – wyszeptałam wprost w zagłębienie jego szyi.
W tej jednej chwili byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Miałam przy sobie ukochanego, który znów stał się czułym facetem, którego poznałam przed paroma miesiącami. Nie potrafiłam wyobrazić sobie teraz życia bez niego. A zresztą nie chciałam. Pragnęłam, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
            - Kocham cię, moje szczęście – wyznałam.
            - I ja ciebie też – odpowiedział znów mnie całując.

___________________________________

Serdecznie witam wszystkich po tak długiej przerwie! Można powiedzieć, że moja spontaniczna decyzja zaważyła na odwieszeniu tego bloga. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Serdecznie pozdrawiam i do napisania niebawem!