poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 25



            Po kilkunastu minutach spędzonych nad grobem jego mamy, zdecydowaliśmy się wrócić. Zarówno ja, jak i Patryk byliśmy zmęczeni. Ten czas, który przeznaczyliśmy na przyjście tu, bardzo zbliżył nas do siebie. Jednocześnie dowiedzieliśmy się o sobie czegoś nowego. Poczułam, że jestem na właściwym miejscu. Teraz jednak wolałam już nie myśleć o tym. To, co przeżył Patryk, było dla mnie szokiem, który w siódmym miesiącu ciąży może zaszkodzić nie tylko mi, ale i naszej córce. Wykonałam więc kilka głębokich wdechów, po czym ruszyliśmy dalej. W niedługim czasie znów byliśmy w jego domu. Spokojnie wdrapałam się na górę, gdzie bardzo szybko znalazłam należący do niego pokój. Łóżko było już rozłożone, więc postanowiłam się położyć. Może i na ten cmentarz nie było daleko, ale to wszystko spowodowało, iż czułam się wyczerpana.
            - Jak się czujesz, kochanie – zapytał, zanim przekroczył próg.
            - jestem zmęczona – odpowiedziałam, ziewając.
            - coś się stało? – na jego twarzy malowało się zmartwienie.
            - Nie – uśmiechnęłam się, po czym przytuliłam do siatkarza.
W okamgnieniu położył się tuż obok. Znów objął mnie swoimi dużymi, silnymi ramionami, w których czułam się tak bardzo bezpiecznie. Świat znowu stanął w miejscu, a wszystko inne stało się bardziej kolorowe. Chciałam, aby ta chwila w ogóle się nie kończyła. Chciałam, aby Patryk trwał przy mnie niezależnie od sytuacji. Chociaż i tak był już nadopiekuńczy, czułam, że nie mogę wyobrazić sobie życia bez środkowego u boku.
            - Nie mogę się doczekać porodu – zdradził mi po długiej chwili milczenia.
            - Ja też – uśmiecham się leciutko.
W tej właśnie chwili poczułam delikatny ruch wewnątrz mojego ciała. Po chwili owe ruchy stawały się coraz mocniejsze, a ja mogłam zauważyć na brzuchu dwie maleńkie stópki. W moim sercu pojawiła się nieopisana radość. Czuć ruchy własnego dziecka to naprawdę nieopisane uczucie. Całkiem niepostrzeżenie kładę dłoń siatkarza na ciężarnym brzuchu, dokładnie w miejscu maleńkich stópek.
             - Czujesz? – zapytałam z zawadiackim uśmiechem.
            - Mmm… - z jego ust wydobyło się przyjemne mruknięcie – mała postanowiła poćwiczyć.
            - Tak – przyznaję – nie może doczekać się przyjścia na świat. Ale mogłaby już skończyć.
Udało mi się stłumić ziewnięcie, wydobywające się z moich ust. Nagle poczułam, iż moje powieki zaczęły robić się ciężkie. Moja głowa bezwładnie opadła na poduszkę, a Morfeusz gotowy był zabrać mnie do swojej krainy. Nim zasnęłam, Patryk delikatnie pocałował mnie w czoło. Potem przyszedł czas na odpoczynek.


***




/ Igor /



            Kiedy dowiedziałem się od Kingi, że Czarnowski spędza weekend z dziewczyną na Mazurach, ucieszyłem się. Teraz nie będę musiał się przynajmniej martwić, że ktoś mnie przyłapie. Patryk był jedyną osobą, która odwiedzała ten sam klub co ja i mogła o mnie cokolwiek wiedzieć. Nie miałem czystego sumienia, więc nie chciałem, aby moja dziewczyna się dowiedziała. Nadal byliśmy parą. Lecz z każdym dniem ten związek przypominał fikcję… Kiedy umawiałem się z kolejnymi dziewczynami, czułem, że już jej nie kocham. A przynajmniej nie tak, jak na początku. Już kilka razy chciałem jej o tym powiedzieć. Lecz za każdym razem zabrakło mi odwagi. Właśnie miałem wsiąść do swojego Audi, kiedy dostałem telefon.
            - Cześć, piękności – usłyszałem na powitanie – masz może plany na wieczór?
            - Hej, słońce ty moje – odpowiedziałem Roksanie – możesz wpadać.
Trzymając słuchawkę przy uchu, mogłem wyczuć uśmiech mojej rudowłosej piękności. Roksana jest o niebo lepsza od Kingi, zawsze potrafiła zaspokoić mnie trzy razy lepiej. Ze wszystkich dziewczyn, z którymi się spotykałem, to właśnie ona dawała mi spełnienie za każdym razem. A zresztą, nic innego nas nie łączyło.
            Nim dotarłem do domu, postanowiłem udać się jeszcze do sklepu. Wokół bloku, w którym mieszkałem, było ich pełno. Jednak ja wszedłem do swojego ulubionego. Zawsze gawędziłem ze sprzedawcą wybierającym dla mnie najlepsze wino.
            - Witam, witam – pan Staszek się uśmiechnął – kogo my tu mamy?
            - A no pusta lodówka wzywa na zakupy – odpowiedziałem ze śmiechem.
            - W takim razie, co podać?
            - Hmm… - przez chwilę się zastanawiałem – wino, to samo co zawsze.
W chwilę później zdecydowałem się na wybór kilku składników, które pozwoliłyby na przygotowanie prostej sałatki. Na nic się jednak zdały moje zakupy, gdyż Roks już na mnie czekała. Uśmiechnęła się lubieżnie, po czym złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. W okamgnieniu dotarliśmy do mojego mieszkania. Odłożyłem zakupy na półkę, po czym zająłem się moją towarzyszką. Właściwie od razu udaliśmy się do sypialni, gdzie czekała nas kolejna namiętna noc. Nigdy nie przeżyłem lepszych chwil, niż te spędzone z Roksaną.


***


/ Patryk  /


            Dzisiejszego ranka obudziłem się jako pierwszy. Ostrożnie wyszedłem z łóżka, aby nie obudzić Izy. Ubrany w koszulkę i spodenki za kolano, skierowałem swoje kroki do kuchni. Tam przygotowałem wszystko, co potrzebne jest na piknik dla dwojga. Zaraz, zaraz! Nagle coś mi się przypomniało. Przecież nie miałem jeszcze pierścionka! Gorączkowo zacząłem myśleć, skąd mogę teraz coś takiego wziąć. Przecież mogłem dać jej bukietu kwiatów, które od razu zwiędną! Co to, to  nie! W pewnej chwili do kuchni wszedł tata. Szybko zorientował się, co szykuję i puścił do mnie oczko. Kilka sekund później wyszedł z pomieszczenia. Jednak nie trwało to długo. Dwie minuty później tato stał znów obok mnie. Podał mi nieduże pudełeczko, symbolizujące, że w środku jest biżuteria. Czym prędzej otworzyłem ten nieduży sześcian, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z rubinowym oczkiem.
            - Dziękuję, tato – uśmiecham się do niego.
            - Podziękuj swojej mamie – uśmiecha się – to był jej ulubiony pierścionek.
            - A… a… ale skąd wiedziałeś? – udało mi się wydusić.
            - To było widać od samego początku – teraz tata poklepał mnie po ramieniu – daj jej to.
Mówiąc to, znów zostawił mnie samego. Ukryłem więc pudełeczko w koszyku, po czym poszedłem obudzić moją cudowną piękność.


***


            Tego dnia pogoda była naprawdę piękna. Razem z Izą przemierzaliśmy kolejne ścieżki, kierując się na nie wielką łączkę, pośród której rósł wielki dąb. Uznałem, iż to idealne miejsce. Niewiele osób tędy przechodziło. Mieliśmy więc ciszę i spokój. Tuż po przyjściu rozłożyłem na trawie nieduży koc. W chwilę później stanęło na nim nakrycie i wszystkie przygotowane smakołyki. Iza od razu chciała zacząć pałaszować, jednak dałem jej znak, iż musi poczekać. Bez większych problemów odszukałem ukryty w koszyku pierścionek. Otworzyłem pudełeczko, po czym przyklęknąłem na jednym z kolan.
            - Wyjdziesz za mnie? – zapytałem głosem pełnym nadziei.
            - Tak! – wykrzyknęła natychmiast – Wariacie, tak!
Bez wahania wziąłem narzeczoną na ręce, zataczając koło. Czułem się taki szczęśliwy, tak bardzo ją kochałem, że nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Teraz wiedziałem, iż żądając usunięcia małej Lenki, bardzo ją krzywdziłem. Na całe szczęście wybaczyła mi i teraz nikt już nie pamięta o tej przykrej sprawie.
Kiedy już nacieszyliśmy swoją bliskością, pomogłem Izie usiąść. Wspólnie jedliśmy przygotowane przeze mnie owoce, upieczone ciasto. Było nam tak cudownie. Nagle przyszła mama położyła moją dłoń na swoim ciężarnym brzuchu. I w tym momencie poczułem ruchy swojej nienarodzonej córeczki.
            - Czujesz, kochanie? – narzeczona zadała mi to pytanie.
            - Pewnie – uśmiechnąłem się – mała chyba ćwiczy jakieś fikołki.
            - Od razu ćwiczy – zaśmiała się – jest szczęśliwa, że ma przy sobie rodziców.
I rzeczywiście tak było. Lenka mogła czuć się podobnie jak my. Już nie mogłem doczekać się jej porodu. Co prawda zostało jeszcze parę tygodni, ale i tak liczyłem dni. Tak bardzo pragnąłem wziąć ją na ręce.
            - Nad czym tak dumasz? – zapytała mnie Iza.
            - Marzę i marzę… - odpowiedziałem z rozanieloną miną.
            - O czym? – narzeczona zrobiła się bardzo dociekliwa.
            - Chcę wziąć naszą córeczkę na ręce – powiedziałem – i nie mogę się już doczekać.
            - Ja też chcę ją już przytulić – wyznała nagle.
Po tych słowach złożyłem na jej czole czuły pocałunek. Później objąłem ją i trwaliśmy tak w naszym wspólnym uścisku. Lecz w pewnym momencie zaczęło grzmieć.
            - Chyba musimy już uciekać – zaśmiałem się lekko.

            - Może przejdzie bokiem – odparła, pomagając mi ułożyć wszystko w koszyku.

__________________________________________

Zostały nam jeszcze 2 odcinki i epilog. 
Miłej lektury! :)

2 komentarze:

  1. Nie.... Ja tak nie chcę ;( Dlaczego to już koniec? To znaczy dlaczego tak blisko końca... ;) :( Nie możesz nas zostawić :( Piszesz cudnie ;3
    No przynajmniej dla mnie :D Rozdział jak zwykle cudowny ;) Dzieje się i to właśnie lubię ! :) Czekam z niecierpliwością na nowy o którym możesz mnie poinformować :) Tymczasem jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie :)
    http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
    Mam nadzieję że pozostawisz po sobie jakiś znak :)
    Pozdrawiam gorąco! ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział !
    Cieszę się, że Iza przyjęła oświadczyny Patryka ! ;)) Tworzą taka super parę .. ! Ja tak samo jak oni czekam na narodziny Lenki ;) A co do Igora ... To mnie zaczyna coraz bardziej wkurzać.. Jak on może żyć z kłamstwem wobec Kingi .. Jak będąc z nią może spotykać się z innymi laskami .. I nie rozumiem go ze już jej nie kocha tak jak kiedyś .,. !! Co za .. ! Mam nadzieję, ze już w następnym rozdziale to wszystko wyjdzie na jaw.. Do następnego ! :**

    OdpowiedzUsuń