środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 15


/ Kinga /


            Niepewność i strach towarzyszyły mi od dnia, w którym się obudziłam. Także dręczące mnie wyrzuty sumienia nie dawały o sobie zapomnieć. Miałam żal do samej siebie, że dałam się namówić Igorowi na wspólny powrót do domu po meczu. Co tu dużo mówić? Byłam winna spowodowania wypadku i tego, że tutaj byłam, choć tak bardzo nie lubiłam szpitali. Częściowo porzucając swoje rozmyślania, wstałam  z łóżka. Opatulona bluzą skierowałam się w stronę korytarza, który przemierzałam miarowym krokiem. Nie mogłam chodzić szybko; wciąż miałam wstrząśnienie mózgu. W każdej chwili mogłam stracić przytomność. Po drugie, zupełnie nie wiedziałam, gdzie jestem, więc jedynym sposobem zlokalizowania sali Igora było odwiedzenie dyżurki pielęgniarek. Nie uśmiechała mi się rozmowa z nimi, jednak strach o życie chłopaka wziął górę nad uprzedzeniami. Łamiąc opory, stanęłam w progu pomieszczenia, które służyło za dyżurkę. Odchrząknęłam, po czym zapytałam niemal szeptem:
            - Siostro, w której sali znajdę Igora Yudina?
            - Siatkarz jest na Intensywnej Terapii – odpowiedziała – nie powinna pani do niego iść.
            - Proszę mi pozwolić, chociaż na chwilę – mój szept zamienił się w błagalne łkanie – muszę wiedzieć, co się z nim dzieje.
            - No dobrze – odparła po chwili wahania – zaprowadzę panią.
Miałam szczęście, że nie spotkałam tej samej kobiety, która przed paroma dniami zostawiła mnie bez słowa. Przez nią w ogóle nie udało mi się odpocząć. Wręcz przeciwnie. Spowodowała, że gubiłam się w domysłach, dotyczących Igora.  Po kilku minutach drogi w towarzystwie kobiety doszłam do celu. Z niemałą trwogą przekroczyłam jego oddziału, kierując się we wskazanym kierunku. Na końcu korytarza znajdowała się sala, w której leżał. Otoczony urządzeniami, monitorującymi funkcje życiowe, wyglądał przeraźliwie blado. Jego twarz była dziwnie spokojna, brakowało na niej choćby cienia uśmiechu, przez co robił wrażenie nieżywego. Poczułam niemałą ulgę, gdy go zobaczyłam. I chociaż był nieprzytomny, nie chciałam robić hałasu. Czułam, że nie powinnam. Dlatego cicho weszłam do środka. Zajęłam miejsce na brzegu jego łóżka i przez chwilę wpatrywałam się w jego twarz. Moje oczy stopniowo wypełniały się łzami. Zacisnęłam więc powieki, by się nie rozpłakać. Ale to na nic. W chwilę później po moich policzkach popłynęły słone krople.  Niepostrzeżenie dla samej siebie złapałam dłoń atakującego. Zamykając ją w swoim szczelnym uścisku ponownie popatrzyłam na jego bladą buzię. Znowu obudziło się we mnie poczucie winy. Kiedy tak przy nim siedziałam, miałam do siebie jeszcze większe pretensje. Nie potrzebnie się zgodziłam! Gdyby nie ja, Igor spokojnie dojechałby do domu, cieszył się dalszym zdrowiem i utrzymaniem formy. Ale nie, ja musiałam wracać akurat z nim! Czułam się fatalnie, mając wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam dojść do siebie, a myśli tabunami biegały po mojej głowie. Lecz nie mogłam myśleć tylko o sobie. Po paru minutach uświadomiłam sobie, że wciąż trzymam jego dłoń. Tak, ciągle siedziałam na brzegu łóżka siatkarza i płakałam, niczym dziecko.
            - Igor... Igor… - łkałam chowając twarz w dłoniach – nie odchodź… nie możesz nas wszystkich zostawić!
Niczym cień przy jego łóżku, stanęła kobieta w białym kitlu. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, obserwując moją walkę z emocjami. Jednak po upływie krótkiej chwili dobiegł mnie jej szept:
            - Musi pani już wrócić na salę.
            - Proszę mi pozwolić jeszcze przy nim zostać – wydobył się ze mnie ten błagalny ton.
            - Niestety, nie mogę – odpowiedziała -  proszę już iść na salę.
            - Walcz – moje słowa skierowane były do siatkarza -  walcz, to twój mecz.


***


/ Iza /


            Dziś znowu obudziły mnie poranne mdłości. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka, jednak podchodzący do gardła żołądek dał o sobie znać. Z prędkością światła pobiegłam do łazienki, gdzie od razu dopadłam toalety.  Przez moment miałam wrażenie, że wypluję żołądek. Czułam się wręcz fatalnie i nie miałam chęci do życia. Zwłaszcza, że męczyła mnie świadomość, iż jutro będzie to samo.  Minęła godzina, nim doszłam do siebie. Zmęczona tym wszystkim obmyłam twarz, po czym wróciłam do pokoju. Postanowiłam położyć się jeszcze na chwilę. Chciałam po prostu odpocząć. Bałam się również, że może zrobić mi się słabo, zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tych porannych mdłościach. Jednak z chwilą, gdy moja głowa dotknęła poduszki, pomyślałam o Kindze. Zmartwiło mnie to, że przyjaciółka od paru dni nie zawitała do domu. Czyżby się obraziła? A może coś jej się stało? Solidnie zaniepokojona sięgnęłam po telefon. W okamgnieniu wybrałam w spisie numer Kingi, po czym wcisnęłam klawisz połączenia. Jeden sygnał, drugi, trzeci… Nagle usłyszałam jakiś szelest.
            - Iza? – w słuchawce rozległ się głos przyjaciółki.
            - Kinga! – powiedziałam głośniej, niż zamierzałam – Co się z tobą stało?!
            - Miałam…
            - Wyduś wreszcie z siebie tą tajemnicę – zachęcam współlokatorkę do zwierzeń.
            - Miałam wypadek – poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę.
            - Co proszę?! – nie mogłam uwierzyć w jej słowa.
            - Wracałam z Igorem z tego meczu – zaczęła mi wyjaśniać – I doszło do czołowego zderzenia z dużym dostawczym samochodem; kierowca był nietrzeźwy.
Poczułam, że telefon wypadł mi z dłoni. Zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć, jak zareagować. W mojej głowie kotłowały się tysiące myśli. Czemu ja nic o tym nie wiedziałam?! Nie miałam pojęcia, co powinnam była sobie w tej chwili pomyśleć. Z lekkiego letargu, w jaki zapadłam, wyrwał mnie głos Kingi:
            - Iza! – krzyczała do mnie – Iza, jesteś tam?!
            - Jestem – odpowiedziałam – ale doznałam jakiegoś szoku.
            - Nie martw się o mnie – czuję, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech – lepiej powiedz, co u ciebie?
            - Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje – odpowiedziałam szczerze – od paru dni mam mdłości.
            - Żartujesz! – Teraz Kinga nie może pozbyć się szoku.
            - Mówię poważnie – odparłam.
            - Pomyślałaś o tym, że jesteś w ciąży? – Zadała mi pytanie.
            - Pogięło cię?! – szczerze się oburzyłam.
            - Nie, nie pogięło – Bartoszek jak zwykle była niezrażona moimi docinkami – lepiej zrób test.
            -  Zadzwonię, jak będę coś wiedziała, pa.
            - No pa!



***


            Po powrocie do domu, pełna obaw poszłam do łazienki. Drżącymi dłońmi otworzyłam pudełko z testem, po czym go zrobiłam. Przez kilka pierwszych minut po tym „zabiegu” nie chciałam spoglądać na okienko zawierające wynik. W końcu jednak uchyliłam powieki i nie pewnie skierowałam wzrok na trzymany w dłoni test. Nie mogłam w to uwierzyć! Pech prześladował mnie na całej linii. Najpierw ta nieszczęsna noc, podczas której oddałam się Patrykowi, teraz to! Nie mogłam uwierzyć, że jestem w ciąży. To na pewno nie była prawda!



***


            Sierpień w tym roku jest wyjątkowo słoneczny. Siedzę na werandzie naszego domku, wystawiając twarz do słońca. Po ogrodzie krząta się mój brat, który chce wyręczyć tatę i kosi trawę. Nagle słyszymy wbiegającą do domu Agnieszkę. Jest jakaś dziwnie rozradowana i cała promienieje. Za Chiny ludowe nie mogę domyślić się, dlaczego? Narzeczona Arka nie każe nam długo czekać na rozwiązanie zagadki. Już po krótkiej chwili wbiega do ogrodu, prosząc chłopaka, by usiadł razem z nami.
            - Arek, jestem w ciąży! – oznajmia nam tę radosną nowinę.
            - Naprawdę? – Obydwoje nie dowierzamy jej słowom.
            - Tak – krzyczy radośnie Aga – będziesz tatą!
            - Gratuluję! – moje słowa są jak najbardziej szczere.
Para siedząca naprzeciw mnie tylko się uśmiecha, są szczęśliwi. Tak rozradowanych ludzi nie widziałam jeszcze nigdy. Z  jednej strony cieszę się razem z nimi, ale z drugiej mam świadomość, że rodzicielstwo pochłonie Arka bez reszty i nie będzie miał dla mnie tyle czasu, co kiedyś. Ubędzie jakaś cząstka mnie…


***


/ Patryk /



            Kiedy wszedłem do szatni, była jeszcze pusta. Zająłem swoje stałe miejsce i zacząłem się przebierać. Nawet nie spostrzegłem chłopaków, zjawiających się w pomieszczeniu. Nie zbyt interesowało mnie to, co dzieje się wokół. Myślami wciąż byłem przy Izie i naszej ostatniej rozmowie. Na dobrą sprawę mi ulżyło. Gdy powiedziała, że się nie gniewa, z serca spadł mi ogromny kamień. W pewnym momencie moje rozmyślania zostały przerwane. Do szatni wbiegł, blady niczym ściana, Łomacz. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę kapitana, który usiadł na ławce. Wyglądał, jakby zapadł w jakiś letarg. Nigdy go takiego nie widziałem.
            - Gregor, może powiesz, co się dzieje? – zapytałem kumpla wprost.
            - Nie uwierzycie… - odpowiedział nadal zamyślony.
            - Jak nie powiesz, to na pewno nie uwierzymy  - do rozmowy włączył się Paweł.
Grześ wyglądał na dosyć załamanego. Widać, że to, co miał nam przekazać nie chciało mu przejść przez gardło. My zresztą nie naciskaliśmy. Jak będzie chciał to sam nam powie. Jednak ja chciałem wiedzieć jak najszybciej. Zaczynał ogarniać mnie niepokój, a przeczucie mówiło, że nie będzie to nic dobrego.
            - I… I… Igor…
            - Co z nim?! – zapytaliśmy niemal jednocześnie – Grzesiek, mów!
            - Igor najprawdopodobniej nie żyje – rozgrywający wreszcie wydusił z siebie złą nowinę.
            - To nie może być prawda – krzyknął Benek.
            - Wyobraźcie sobie – zaczął mówić trochę pewniej – że po tym ostatnim meczu zapomniałem z szatni telefonu. Byłem już prawie w centrum, kiedy mi się przypomniało. Doszedłem do wniosku, że nie ma na co czekać i w momencie zawróciłem. Dojechałem tylko do skrzyżowania przy wjeździe do miasta. Dalej nie byłem w stanie ruszyć, droga była totalnie nie przejezdna. Wolnymi odcinkami ulicy mknęły raz za razem samochody straży, policji i pogotowia. „ Na pewno coś jest na rzeczy.” – pomyślałem. I na dobrą sprawę się nie pomyliłem. Przez zwykłą ciekawość wyskoczyłem z samochodu, żeby sprawdzić, co się dzieje. I w tym momencie zdębiałem. W ogóle nie mogłem uwierzyć własnym oczom! Audi Igora było całkiem zmiażdżone. Po masce nie zostało nic. Ale nie to było najgorsze…
            - Grzesiek, wszystko ok? – zapytałem przejęty.
            - Nic nie jest ok – usłyszałem w odpowiedzi.
            - Masz – Pavel rzucił w jego stronę butelkę z wodą.
Łomacz upił z niej parę sporych łyków. Złapał też parę głębszych oddechów, po czym przybrał minę zamyślonego. Znowu nie wiedział, jak ma przekazać nam końcówkę swojej wypowiedzi, a my po raz kolejny pozwoliliśmy, aby wszystko toczyło się swoim torem. Wyduszenie z siebie czegoś trudnego nie należało do przyjemności, więc żaden z nas nie chciał ponaglać rozgrywającego. Dopiero po kilku minutach Grześ odzyskał głos.
            - Najbardziej przerażający był jego widok…
            - Kogo widziałeś? – w tym momencie odezwał się Nowik.
            - To był Igor… - wydusił z siebie nasz kolega – Tak, widziałem Igora…


 ________________________________
Witam!
Nie mogłam doczekać się dodania nowego rozdziału na tym blogu. Napisałam go już wcześniej, więc teraz tylko wrzucam tutaj treść, by niebawem wziąć się za 17 rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pozdrawiam i do następnego za 10 dni:*:)

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 14



Igor /



            Doznałem ogromnego szoku. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało. Miałem wypadek. Ponadto czułem przeraźliwy ból w przedramieniu lewej ręki. Z łuku brwiowego leciała krew, która zlepiała mi powieki. Czułem się fatalnie. Zaczęło mi się też robić słabo. Nie zauważyłem więc, kiedy zacząłem spadać w jakąś dziwną przepaść. Przed oczyma zrobiło mi się ciemno. Nie wiedziałem, co się dzieje.
            - Igor… Igor… - słyszałem jej odległe nawoływanie.
            - Ja… chyba… umieram… - udało mi się wyjąkać zduszonym głosem.
            - Nieeee! – usłyszałem przerażoną Kingę.
Później nie było już nic.


***


Iza /


            Od tej nieszczęsnej nocy minęło sporo czasu, a ja nadal czułam się fatalnie. Wciąż miałam do siebie żal o to, że będąc pijaną, przespałam się z Patrykiem. Kiedy przypominałam sobie to wszystko, czułam obrzydzenie. Zarówno do siebie, jak i do siatkarza. Zdecydowanie nie tak miało to wyglądać. Nie tak wymarzyłam sobie swój pierwszy raz. Ale co ja mogłam na to teraz poradzić? No właśnie nic. I to jest najgorsze. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam szczerze zdumiona, bo nie spodziewałam się żadnych gości. Chyba, że Kinia wróciła już z meczu, a zapomniała kluczy. Przepełniona zaskoczeniem i jakąś dziwną obawą skierowałam swoje kroki do przedpokoju. Ostrożnie przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Omal nie zrobiło mi się słabo, gdy w progu zobaczyłam Patryka. Odruchowo chciałam je zatrzasnąć , lecz on postawił stopę pomiędzy progiem, a drzwiami.
            - Musimy pogadać. – Usłyszałam jego zdeterminowany głos.
            - Nie mamy o czym. – Ledwo z siebie wydusiłam.
            - Ciebie naprawdę pogięło! – środkowy nagle krzyknął – Uważasz, że nic się nie stało?!
            - Uważam, że nasz „ związek” nie ma szans. – Odparłam poirytowana.
W jednej chwili Patryk zbladł jak ściana. W chwilę później zrobił się czerwony jak burak. Wyraźnie wzbierał w nim gniew, jakiego jeszcze nie widziałam u niego. Nie wiele myśląc, przeszłam do kuchni, gdzie wzięłam szklankę, którą natychmiast napełniłam wodą. Nie chciało mi się właściwie pić. Musiałam po prostu czymś zająć ręce. Wolałam nie dać po sobie poznać, jaka jestem zdenerwowana. Jednak to nie był koniec. Środkowy w mgnieniu oka przyszedł za mną. Był nieco spokojniejszy, ale nadal twierdził, że musimy pogadać.
            - Nie powinniśmy się ze sobą przespać. – Zaczął dziwnie skruszony.
            - Masz rację. – Odpowiedziałam dziwnie spokojnie. – Ale chyba nie masz o to żalu?
            - Mam. – z jego ust padło to krótkie słowo. – Ogromny.
            - Myślisz, że mi było prosto z tym wszystkim?
            - Na pewno nie. – Zareagował błyskawicznie. – Ale nie potrzebnie uciekłaś.
            - Lepiej tak, niż gdybym próbowała zrobić ci krzywdę – zaczęłam nieco ironizować.
            - Nie pozwoliłbym ci na to. – Wyjął z mojej dłoni szklankę, po czym zamknął w szczelnym uścisku.
            - No właśnie widzę. – odparłam.
            - Kocham cię. – Nagle z jego ust wydobyło się to zaskakujące wyznanie.
Tego bym się nigdy nie spodziewała! Zwłaszcza, że do naszego zbliżenia doszło w niezbyt ciekawej sytuacji. W dodatku byliśmy pijani w sztok, a on mi tu próbował mówić coś na temat miłości. Chciałam go po prostu udusić. Przejechać walcem, wyrzucić z okna i nie wiadomo, co jeszcze. Ja żałowałam tego stosunku jak diabli, a jemu już przeszło! W tej chwili chciałam zapaść się pod ziemię. Miałam tak bardzo wszystkiego dosyć. Szczególnie Patryka.
            - Zostaw mnie. – Wysyczałam po kilku chwilach milczenia.
            - Nie załatwiliśmy wszystkiego – odpowiedział, całując mnie w czoło.
            - To mów i spadaj – odrzekłam, próbując stłumić uśmiech.
Nasza rozmowa trwała do późnego wieczora. Nieco martwiłam się o przyjaciółkę, jednak było mi nawet na rękę, że dała się gdzieś wyciągnąć Igorowi. Dobrze by jej zrobiło takie towarzyskie spotkanie. Ja tymczasem się cieszyłam. Z czego? Z tego, że wreszcie mój koszmar dobiegł końca i nie musiałam się już niczym martwić. Ulżyło mi dzięki jego odwiedzinom, chociaż wspomnienie koszmarnego pierwszego razu i tak zostanie…



***


Kinga /


            Obudziłam się w miejscu, którego nie mogłam sobie przypomnieć. Przerażająca biel ścian i charakterystyczny zapach unoszący się wokół, uświadomiły mi, że jestem w szpitalu. Nie mogłam w to uwierzyć. Dla potwierdzenia próbowałam ruszyć dłonią. Nic z tego. Bolała przeraźliwie mocno przy najmniejszym wysiłku mięśni. Ponownie poczułam przerażenie. W oczach pojawiły się łzy, które w chwilę później spływały po policzkach. Moim sercem zawładnął strach o Igora. Kiedy siedzieliśmy w tym nieszczęsnym samochodzie, był przeraźliwie blady. Stracił też kontakt z rzeczywistością. Naprawdę myślałam, że umiera. Dlatego pomimo ogromnego bólu podniosłam się z łóżka. Miałam zamiar pójść go poszukać, a jeśli nie, to porozmawiać chociaż z lekarzem. Musiałam wiedzieć, co się z nim stało.
            - Dokąd, pani Kingo – nagle spostrzegłam obok siebie pielęgniarkę.
            - Gdzie… gdzie… jest… Igor…? – udało mi się wyjąkać nieskładną wypowiedź – co się z nim stało?
            - Nie może pani teraz do niego iść -  odpowiedziała kobieta.
            - Jak to?! – zapytałam przez łzy.
            - Ma pani wstrząśnienie mózgu – poinformowała mnie – i poważne złamanie ręki – dodała po chwili.
Lepiej być nie mogło! Najpierw zepsuty samochód, potem wypadek z Igorem – cud, miód i malina! Zdecydowanie było by lepiej, gdybym pojechała autobusem. Nie narzucałabym się chłopakowi, a on teraz nie czekałby na pochówek. Odniosłam wrażenie, że nie dało się mieć większego pecha od tego, który zaczął mnie prześladować. Po prostu bajecznie!
            - Niech mi siostra powie, czy on żyje chociaż! – krzyknęłam błagalnie.
            - Proszę odpocząć – odrzekła, po czym opuściła moją salę.


_______________________________
Wyjazd nad morze jak najbardziej udany, aczkolwiek żałuję, że taki krótki. Jednak trzeba było powoli wracać do swoich spraw i do Was oczywiście. Wczorajszy dzień poświęciłam na odpoczynek, ale dzisiaj oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam i do następnego :)



Rozdział 13


Kinga /


            Kiedy parkowałam samochód na, mieszczącym się przed halą, parkingu, czułam lekką ekscytację. Nigdy nie miałam okazji pójść na mecz siatkówki, więc tym bardziej rodziła się we mnie ciekawość. Zamknęłam więc samochód i wrzucając do kieszeni kluczyki, udałam się w kierunku recepcji. Gdy tylko przekroczyłam jej próg, poczułam się trochę zdezorientowana. Dlatego nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu, w którym obecnie byłam. Dopiero po dłuższej chwili zapytałam  drogę, mijającego mnie, człowieka. Zupełnie nie wiedziałam, z kim rozmawiam, aczkolwiek mężczyzna okazał się całkiem miły i z dającą się wyczuć życzliwością wskazał mi drogę. Idąc w wyznaczonym kierunku dotarłam na trybunę przeznaczoną dla rodzin zawodników. Zdziwiłam się, bo przecież nie jestem dla Igora kimś bliskim, jedynie koleżanką. Nie marudziłam jednak, że siedziałam w tym właśnie miejscu. Było ono nawet lepsze, niż te, wśród krzyczących coś kibiców. Zupełnie tego nie rozumiałam.

***

Patryk /

             Ostatnie dni były dla mnie paranoją. Wspomnienia tamtej nocy ciągle kotłowały się w mojej głowie i choćbym chciał, nie mogłem ich od siebie odsunąć. Byłem zły na siebie, że zachowałem się jak prostak. Teraz jednak nie dało się cofnąć czasu. Ale jedno wiedziałem na pewno: musiałem z nią porozmawiać. Tylko jak miałem to, do cholery zrobić, skoro ona nie odbierała? No właśnie nie mogłem zrobić nic! Sam czułem się przez to paskudnie. Nie mogłem patrzeć w lustro, bo wyszedłem na skończonego drania, ale Iza wcale nie ułatwiała mi sprawy. Zaszyła się gdzieś we własnym mieszkaniu i była z siebie zadowolona. A jak ja miałem się czuć?
            - Czarnowski, pospiesz się – nagle usłyszałem głos Gregora – zaraz wybiegamy.
            - Dobra, już kończę – odpowiedziałem.
            - Tak swoją drogą, jakiś zamyślony jesteś dzisiaj – przyjaciel ciągnął rozmowę – coś cię trapi?
            - Nie ważne – uciąłem, po czym pobiegłem na płytę boiska.
Mecz, jak każdy inny – nic specjalnego. Szybko odprawiliśmy z kwitkiem naszego przeciwnika, notując na koncie tabeli kolejne oczka. Kiedy tylko skończyłem udzielać wywiadu jakieś upartej dziennikarce, moje myśli wróciły do Izy. Teraz byłem zły nie tylko na siebie, ale i na nią. Przecież ta noc nie była wyłącznie moją winą. Ona sama tego chciała, więc powinna wziąć część winy na siebie. Ale nie! Ona wolała zaszyć się w ścianach swojego pokoju i płakać w poduszkę! To potrafi chyba najlepiej na świecie! Nie ma to, jak użalać się nad sobą. Wciąż myśląc o niej, przebrałem się w codziennie ubranie. Strój i resztę rzeczy wgniotłem do torby, którą zamknąłem z wściekłością. W chwilę później wyjąłem z kieszeni kurtki telefon. Wybrałem z książki adresowej numer Izy, wciskając jednocześnie klawisz połączenia. I znowu powtórka z rozrywki. Jej telefon zawzięcie milczał, a ja niemalże wychodziłem z siebie, chcąc to wszystko załatwić. No cóż. Jedyne, co teraz mogłem zrobić to do niej pojechać. Może wreszcie zdecyduje się na normalną rozmowę, która skończy wszystko raz na zawsze. Chyba trochę przesadziłem z tym zakończeniem, ale może przynajmniej dojdziemy do jakiegoś porozumienia.

*** 
Igor/

            Tuż po zakończeniu meczu pobiegłem do szatni, gdzie z prędkością światła wskoczyłem w codzienne rzeczy. Nie zwalniając tępa spakowałem torbę, po czym opuściłem naszą poczciwą halę. Nie chciałem, żeby Kinga na mnie czekała. Zaprosiłem ją na mecz, więc dobrze było zamienić z nią parę zdań. Z tego, co mówiła, nie zna się na siatkówce, więc mogła mieć jakieś pytania, a ja nie chciałem zostawiać ich bez odpowiedzi. Gdy tylko doszedłem do recepcji, od razu ją zauważyłem. Gawędziła z dziewczyną naszego fizjoterapeuty. Była dosyć mocno ożywiona i z uśmiechem formułowała  kolejne wypowiedzi. Podszedłem więc do nich, chcąc przywitać się z moją towarzyszką.
            - Widzę, że już zdążyłaś nawiązać znajomość – zażartowałem na powitanie.
            - Nie chciałam stać tutaj sama jak kołek – odpowiedziała – pewnie jesteś zmęczony?
            - Nieziemsko – rzekłem, ocierając z czoła niewidzialny pot.
            - To może chciałbyś już wrócić? – zapytała.
            - A wiesz, że chętnie? – uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Żegnając więc Agnieszkę opuściliśmy halę. Kinga niemal od razu skierowała się w stronę swojego samochodu. Już miała wsiąść do środka, gdy zauważyłem, że jedna z tylnych opon jest przebita. Od razu poinformowałem o tym dziewczynę, jednocześnie proponując jej podwiezienie do domu. I tak przecież jechałem do centrum, więc nie było żadnego problemu, abym zahaczył o osiedle, na którym mieszkała.
            - Ale naprawdę nie robi ci to kłopotu? – zapytała  chyba po raz setny.
            - Naprawdę  – udzieliłem odpowiedzi – twój samochód na razie tutaj zostanie, a później coś wymyślimy.
            - Trzeba będzie tylko wymienić oponę… - zastanawiała się.
            - Ja ci w tym pomogę – odparłem – a teraz wsiadaj.
W chwilę później światła samochodu zamrugały, oznajmiając zwolnienie blokad ze wszystkich zamków. Otworzyłem drzwi przed Kingą, po czym sam zająłem miejsce za kierownicą. Obserwując, przerzedzający się, tłum fanek, ruszyłem z miejsca. Powoli mknąłem przez prowadzące do miasta ulice. Właśnie minąłem jedną z kopalń, docierając tym samym do bardzo ruchliwego skrzyżowania. Zatrzymałem się, by ustąpić pierwszeństwa jadącym z naprzeciwka. Nie zauważyłem tylko, że w zakręt wchodzi spory dostawczy samochód. Za kierownicą siedział pijany kierowca. Później słyszałem już tylko trzask, uderzającego w moją audicę, pojazdu…

_______________________________
Oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział, mam nadzieję, że przypadnie do Waszych gustów. Aczkolwiek na tym blogu to już ostatnia notka przed moim wyjazdem nad morze. Kolejną postaram się dodać tuż po powrocie, czyli 11 sierpnia. Pozdrawiam i do następnego :**

Rozdział 12




Iza /


 
Biegłam tak długo, aż zimne powietrze zaczęło kłuć moje płuca. Nieco zmęczona ciągłym biegiem przysiadłam na ławce. Dopiero wtedy zorientowałam się, iż dobiegłam do parku. Tego samego, w którym ćwiczyłyśmy robienie zdjęć. Tutaj poznałam też Patryka. Jednakże na samą myśl o nim robiło mi się nie dobrze. Miałam żal zarówno do niego, jak i do siebie. Nie musiałam tyle pić. Przynajmniej teraz nie czułabym się winna. A teraz? Teraz nic już nie dało się zrobić. Choć chciałabym zmienić bieg wydarzeń, zupełnie nie miałam takiej możliwości. Niepostrzeżenie dla samej siebie zaczęłam płakać. Łzy drążyły mokre korytarze na mojej twarzy. Nie przejmowałam się jednak wyglądem. Raczej użalałam się nad sobą i starałam przypomnieć sobie coś więcej z minionej nocy. Lecz w dalszym ciągu nie wiele pamiętałam. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrował mój skacowany umysł było wejście do mieszkania siatkarza. Pocałowałam go wtedy namiętnie i... No właśnie nic. Mój film się urwał i wznowił dopiero rano. Gdy zobaczyłam, że jesteśmy razem w jednym łóżku, zrozumiałam, co mogłam robić w jego mieszkaniu. Owszem, przespałam się z nim. Nie mówiąc już o pożegnaniu mojego dziewictwa w tak fatalnych okolicznościach. Wszystko wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. Zawsze marzyłam o białej pościeli i czerwonych płatkach róż rozsypanych po całym pomieszczeniu. Lecz nic podobnego nie miało miejsca. Nawet przez moment miałam nadzieję, że to tylko zły sen. Ale, jak mówią, nadzieja matką głupich, czyli moją też.

 
***
 

Zimowe, wietrzne popołudnie. Siedzę z Arkiem na parapecie okna w jego pokoju. Przez chwilę trwamy w milczeniu, jednak żadne z nas nie lubi, gdy zapada cisza. Czasem jest potrzebna, lecz u nas ważniejsze są słowa. Wielu ludziom wydaje się, że facet nie rozumie problemów kobiety. Jednak ja potrafię powiedzieć Arkowi wszystko. Mój brat, jest moim najlepszym przyjacielem i nie zastąpi go żadna inna osoba, nawet gdybym miała do niej olbrzymie zaufanie. On również wie, że nie ma drugiego takiego powiernika, jak ja. Choć z jednej strony jest towarzyski, to z drugiej nie ufny i od zawsze przychodzi do mnie ze swoimi problemami. Dzieli się ze mną również radością, wygranym meczem, marzeniami i zmartwieniami. Tak jest i dzisiaj, kiedy razem tutaj siedzimy.
- Arek? - niespodziewanie dla samej siebie zagaduję brata - Jakie jest twoje największe marzenie?
- Moje marzenie? - powtarza niczym echo.
- Twoje.
- Poza zdobyciem złotego medalu Mistrzostw Polski marzy mi się założenie rodziny. Szczęśliwej, pełnej rodziny i zostanie ojcem.
- Nie uważasz, że jesteś za młody? - na mojej twarzy maluje się zaskoczenie.
- Nie. - odpowiada stanowczo - Chcę spełnić marzenia, zanim będzie za późno.


***
 

Nie miałam pojęcia, dlaczego teraz przypomniałam sobie tamten zimowy wieczór. Nie wiedziałam również, dlaczego pomyślałam o Arku - najważniejszej osobie w moim życiu. Jego słowa były wtedy takie tajemnicze i pełne jakieś nadziei. Nie potrafiłam tego zrozumieć ani wtedy, ani teraz. Nagle poczułam, że cała się trzęsę. Po mojej twarzy wciąż leciały łzy, a ciche łkanie zamieniło się w głośny szloch. Dopiero teraz przypomniałam sobie przebieg całej nocy spędzonej z Patrykiem. Jak nigdy poczułam do siebie wstręt i obrzydzenie. Także żal, smutek i rozpacz zaczęły się wzmagać. I co ja miałam ze sobą zrobić? Nie widziałam innego wyjścia, jak opuszczenie jego lokum w trybie natychmiastowym. Nawet dobrze mi to zrobiło. Miałam przynajmniej czas, by ochłonąć i spróbować to wszystko przemyśleć. Jednak w głowie kłębiły się tysiące myśli, obwiniałam przede wszystkim siebie, że pozwoliłam mu się zaprosić na tę imprezę. Jak zwykle, niemiałam wyczucia, aby odmówić. Brawa dla mnie.


 
***


 
Igor /


 
Jedna nie pozorna impreza, a tak mnie wykończyła. W ostatnich dniach nie chciało mi się nawet ruszyć z wygodnego łóżka, żeby iść pod prysznic, czy zrobić coś do jedzenia. Byłem nieziemsko skacowany, nie mówiąc już o tym, że musiałem wpaść na szafę w mieszkaniu tamtej laski. W ogóle, co to była za jedna? Brzydka nie była, ale w ogóle nie mogłem sobie przypomniec skąd ją znam. Lecz teraz nie było czasu na wspominki z sobotniej imprezy. Dziś był poniedziałek, a więc musiałem wstać grzecznie z łóżka, spakować torbę i ruszać na trening. Mamusiu, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce, to byłoby zbyt pięknie. Udało mi się jednak przemóć ogromną niechęć i już w kilka minut później byłem gotowy do wyjścia. Właśnie miałem zamknąć drzwi swojego mieszkania, gdy uświadomiłem sobie, że nie wiem, gdzie położyłem kluczyki do samochodu. " Gdzie są moje klucze?" Pytam sam siebie, jednak nie znajduję odpowiedzi. Świetnie. Do treningu miałem coraz mniej czasu, a kluczyków, jak nie było tak nie ma. Przeszukałem już wszystko i dalej nic. Nie uśmiechało mi się gnać przez całe skrzyżowanie na przystanek autobusowy i unikać spojrzeń napalonych faanek. Co to, to nie! Tak więc jedyne co mogłem zrobić, to liczyć na łaskę lub niełaskę Łomacza, który jeszcze pewnie nie zdążył się ogarnąć.
- Gregor, mam nadzieję, że nie wybrałeś się jeszcze na trening? - zapytałem, gdy przyjaciel odebrał telefon.
- Oczywiście, że nie - odparł, nieco urażony.
- To za pięć minut widzę cię u mnie pod blokiem.
 
 
***


 
Nie wiem nawet, w którym momencie razem z Grześkiem dojechaliśmy do miejsca naszej pracy. Po drodze do szatni minęliśmy prezesa, któremu ukłoniliśmy się wręcz w pas i dopiero dołączyliśmy do reszty. Jak zdążyłem zauważyć, brakowało już tylko nas. Chociaż... Jak tak się rozglądnąłem, nie było jeszcze wszystkich, bo Czarnowski najwyraźniej nie zdążył. Zresztą, co mnie to interesuje, o której on przychodzi na trening. On będzie biegał, nie ja. Lecz, gdy tylko wkładam koszulkę, drzwi pomieszczenia otworzyły się i stanął w nich wcześniej wspomniany kolega. Spojrzał tylko na nas, po czym odwrócił się tyłem i przystąpił do czynności przebierania. Dopiero wtedy dostrzegłem jego podrapane plecy i liczne siniaki na udach. Co ten facet zrobił ze sobą, ja się pytam?
- Czarnowski? - Zagadnąłem kolegę - gdzie cię tak porysowali.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział dosyć opryskliwie.
- Nie ładnie tak odpowiadać - wtrącił się Benek - A tobie, Yudin, co się stało?
- Nic - odpowiedziałem spokojnie - przywidziało ci się, Beniu.
- Chyba ty nie masz lustra w domu - Pająk, jak zwykle musiał mi dociąć.
- Ja już nic nie rozumiem - powiedział zrezygnowany Ben - temu plecy podrapali, tamten sobie nabił guza. Już większej patologii w tej drużynie być nie może, nie ma co.

__________________________________
Nie spodziewałam się, że oddam tak szybko w Wasze ręce kolejną notkę. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam i do zobaczenia niebawem:*:)


Rozdział 11



Patryk /



            Rankiem obudził mnie potężny huk. W domu wszystko było na miejscu, więc w pierwszej chwili nie mogłem zlokalizować źródła hałasu. Jednakże po krótkiej chwili nadeszła kolejna fala. Nie podnosząc się z poduszki, nadstawiłem słuchu. Po paru minutach wiedziałem już, że gdzieś na dole została wybita szyba. Później kolejna. Jakkolwiek zupełnie nie interesowało mnie, co robią osiedlowe małolaty. Wtem poczułem pulsowanie w skroniach. Chciałem się podnieść, lecz ból, jaki dawał się we znaki we wszystkich mięśniach, skutecznie mi to uniemożliwił. Zmęczony opadłem więc na poduszkę. Próbowałem zebrać myśli i przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, ale w głowie  miałem zupełną pustkę. Jakby ktoś celowo pozbył się z  mojej pamięci wszystkich wspomnień. Czyżbym aż tyle wczoraj wypił? Dziwne. Nawet jeśli chętnie imprezuję, nie lubię się upijać. Jakkolwiek wczoraj musiałem o tym zapomnieć. Moje krótkie rozmyślania zostają nagle przerwane przez szamoczącą się w pościeli Izę. Z niemałym trudem podparłem się na łokciach i jak kretyn obserwowałem poczynania dziewczyny, która biorąc z podłogi jakiś treningowy ręcznik, okryła się nim. Po chwili nie było słychać nic innego, jak trzask drzwi w łazience. Co ona tutaj robi? Pytałem sam siebie. Nie mogłem nic zrozumieć z tego, co właśnie działo się w moim mieszkaniu. Uniemożliwiał mi to zresztą solidny ból głowy. Miałem wrażenie, że za moment moja czaszka eksploduje i nie będzie można jej już poskładać. Swoją drogą, poczułem również suchość w gardle. Jakbym od dawien dawna nie miał w ustach ani kropli wody. Zmotywowany pragnieniem skierowałem swoje kroki do kuchni, gdzie niemalże od razu dopadłem stojącej na stole butelki z wodą. Jednym haustem opróżniłem połowę butelki. Pragnienie jednak nie ustępowało. Najzwyczajniej w świecie miałem kaca. Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli. Nic jednak nie mogło zmienić zaistniałych faktów. Dlatego też machinalnie nastawiłem wodę w czajniku i przygotowałem kubki, do których wsypałem dosyć sporo kawy.  Już miałem napełnić naczynia wodą, gdy w progu pomieszczenia stanęła Iza. Była niesamowicie blada i wycieńczona. Bez słowa podszedłem do niej i poprowadziłem do stojącego przy stole krzesła. Pomogłem dziewczynie usiąść. Sam natomiast zająłem miejsce obok i ująłem rękoma jej dłonie.
            - Jak się czujesz? – Zapytałem z wyraźną troską.
            - Lepiej nie pytaj. – Usłyszałem w odpowiedzi.
            - Aż tak źle?
            - Źle to za mało powiedziane.
Naszą rozmowę przerwał gwizd czajnika. Dźwięk był tak niesamowicie świdrujący, że ból głowy chyba się wzmagał. Dlatego czym prędzej uciszyłem nieszczęsne urządzenie, po czym skończyłem przygotowanie kawy. W krótce udało mi się postawić jeden z kubków przed Izą. Z niewymuszonym uśmiechem zachęcałem do wypicia napoju, który miał zapobiec bólom głowy i kiepskiemu samopoczuciu. Przede wszystkim liczyłem, że pozbędę się tego cholernego kaca. Niesamowicie paskudne uczucie. I po co ja się tak upijałem?

  
***


Kinga /



            Nie miałam pojęcia, kiedy i jak wróciłam do domu. Teraz jednak było to mało istotne, gdyż  czułam się fatalnie. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że ta impreza dobiegła końca, bo jak dla mnie było tam trochę drętwo. Szczególnie, że przez większość czasu miałam przy sobie anioła stróża. Co chwila przynosił mi drinki, bądź inne napoje, uporczywie prosił do tańca, a prawda była taka, że on w ogóle nie potrafił tańczyć. Jakaś kompletna łamaga. W dodatku przez cały czas opowiadali sobie jakieś siatkarskie anegdoty. Po prostu paranoja. W pewnej chwili poczułam ból z tyłu głowy. No tak. Syndrom dnia poprzedniego wzmagał się, czego w ogóle nie przypuszczałam. Wstałam więc i skierowałam się do łazienki. Szybki prysznic zdziałał cuda. Dlatego po chwili wyjęłam z szufladki czystą bieliznę i jakąś koszulkę na ramiączkach, po czym okryłam się puchowym szlafrokiem i poszłam do kuchni. W mgnieniu oka przygotowałam sobie jakieś prowizoryczne śniadanie, a przede wszystkim kawę. Siedziałam tak, patrząc w okno, aż nagle usłyszałam huk dobiegający z pokoju przyjaciółki. Gnana jakimś dziwnym strachem pobiegłam tam i co zobaczyłam?! Ten matoł – Igor leżał na jej łóżku i trzymał się za głowę. Czyżby i jego dopadła poimprezowa migrena? Ale chyba nie… Gdyby to był potworny ból wewnątrz czaszki, pewnie jęczałby z bólu, a on nic. Siedzi jak kretyn i trzyma się za czoło. Przyjrzałam mu się bacznie. No cóż. Trzeźwy to on jeszcze nie był. Nie wiedziałam też, co chciał teraz osiągnąć albo gdzie się wybierał. Nagle dobiegł mnie dźwięk telefonu. I wszystko jasne. Szanowny hrabia wybierał się do swojej kurtki, w celu przeprowadzenia rozmowy telefonicznej a tymczasem spotkał się z szafą. Nic, tylko boki zrywać. Przypatrywałam mu się jeszcze przez chwilę, po czym wróciłam do kuchni, aby dokończyć śniadanie. Nie zdążyłam jednak ugryźć swojej kanapki, gdyż w ślad za mną zjawił się tutaj ten wariat.
            - Co ty tutaj robisz? – Zapytałam z nieukrywaną irytacją.
            - Sam chciałbym wiedzieć. – Odparł równie wkurzony.
            - Pewnie mózg ci się zlasował. – Odgryzam się szybko. – I pomyliłeś drogę do domu.
            - Tak, tak , tak – Odrzekł złośliwie. – Igror zawsze musi robić za czarną owcę.
            - Jakbyś tyle nie pił, to byś doszedł.
            - A ty to niby taki ideał? – Jego złośliwościom nie ma końca – sama wlałaś w siebie najwięcej ze wszystkich, a na mnie nadajesz!
Jego chyba rąbnęli przy porodzie w głowę, zamiast w tyłek, bo opowiada pierdoły gorsze, niż ustawa przewiduje. Zwłaszcza, że poza Patrykiem był pierwszym w kolejności, który się upił, więc skąd mógłby wiedzieć, ile ja wypiłam? Ta impreza to po prostu jakaś porażka. Izka znika i nie widzieli jej najstarsi górale, w naszym mieszkaniu ląduje największy błazen w całej ekipie, nabijając sobie przy okazji guza. No po prostu żyć, nie umierać. Oni myślą, że ja nie mam co robić, tylko chodzić na imprezy. Jakkolwiek Izie zależało do tego stopnia, że głupio było mi jej odmówić. I teraz mam za ten brak asertywności. Szczerze powiedziawszy, odeszła mi rozmowa na dalszą sprzeczkę z tym idiotą. Skończyłam więc swoje śniadanie, po czym skierowałam do pokoju, zamykając uprzednio drzwi na klucz. Miałam szanownego kolegę w głębokim poważaniu. Dlatego też zupełnie się nie przejmując, włączyłam muzykę i wyłożyłam się na swoim łóżku. Już po paru minutach zapadłam w przyjemny, lekki sen.




***


Iza /


            Siedziałam w obcym mieszkaniu i małymi łyczkami popijałam kawę. Czułam, jak kac powoli ustępuje. Jednak w dalszym ciągu nie potrafiłam przypomnieć sobie, jak się tutaj znalazłam ani co robiłam w nocy. Zupełnie, jakby ktoś wyczyścił mi pamięć z zadziwiającą precyzją. A może nie chciałam pamiętać? Po dłuższej chwili patrzenia w okno, spojrzałam w oczy siedzącego naprzeciw mnie Patryka. W tym spojrzeniu było coś innego, niż zawsze. Niebieskie tęczówki zrobiły się jakieś blade i pełne żalu. Czyżby miał o coś pretensje? Tego nie byłam w stanie powiedzieć. Jednak to nie był ten sam siatkarz, do którego od jakiegoś czasu czułam coś więcej, jak tylko sympatię. Tak. Powoli się zakochiwałam, lecz nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Również teraz nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać. Cisza też była już bardzo uciążliwa. Jakkolwiek żadne z nas nie kwapiło się, aby ją przerwać. Jednak milczenie dzwoniło mi już zarówno w uszach, jak i w głowie. Powodowało, że czułam się jeszcze gorzej, niż przed momentem.
            - Patryk? – Bardzo nieśmiało wypowiadam jego imię.
            - Co się stało? – mój towarzysz natychmiast podchwytuje rozmowę.
            - Czy… czy… - czuję, jak język więźnie mi w gardle – my…
            - Wyduś to z siebie – środkowy próbuje zachęcić do rozmowy.
            - Dużo wczoraj wypiliśmy? – mówię na jednym tchu.
            - Nie pamiętam – odpowiada zgodnie z prawdą.
Dopiłam kawę, po czym wstałam od stołu. Patryk tymczasem ani drgnął. Jednak nie jestem jego niańką, by martwić się, że siedzi przy stole zapatrzony w okno, jak sroka w gnat. Skierowałam swoje kroki do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, a także zmyłam makijaż. Wyglądałam wręcz koszmarnie z tuszem rozmazanym na policzkach. Pomijam fakt, iż nie miałam przy sobie żadnych kosmetyków. Jak ja tego nie lubię! Musiałam umyć buzię mydłem, co nie zbyt mi się uśmiechało, gdyż zawsze w takich sytuacjach wspomniana substancja dostawała się do moich oczu, co szczypało gorzej, niż ustawa przewiduje. Gdy tylko skończyłam toaletę, poszłam do sypialni, gdzie przypuszczalnie, zostawiłam swoje rzeczy. Omal nie dostałam załamania nerwowego. Kiedy zobaczyłam po jednej ze stron lekko zaplamione prześcieradło, od razu podniosło mi się ciśnienie. Czułam, jak moja twarz robi się śmiertelnie blada, a do oczu napływają łzy. Matko, jaka ja byłam głupia! Jak mogłam spać z facetem, którego nawet dobrze nie poznałam?! Nie wiem, nie mam nawet pojęcia i nie rozumiem samej siebie… Hamując łzy, czuję się cała obolała. Boli mnie każdy mięsień, a przede wszystkim podbrzusze. Mam żal do siebie i do Patryka o wszystko. Dlatego, roniąc kolejne łzy, szybko odszukuję swoje ubrania. Wkładam je i nagle uświadamiam sobie, iż mam zepsuty zamek w sukience. No i świetnie! Jak dojdę do domu, nie wiedzą najstarsi górale. Obolała usiadłam więc na łóżku, po czym dostrzegłam rzuconą w kąt treningową torbę. Czym prędzej podeszłam i zajrzałam do bocznej kieszeni. Na szczęście znalazłam w niej agrafę. Natychmiast spięłam nią rozerwany suwak. Spojrzałam jeszcze w lustro, znajdujące się w drzwiach szafy. Chwiejnym krokiem ruszyłam do wyjścia. Nie wiele trzeba było, aby dostrzec mój płaszcz. Ta część garderoby również znalazła się na mnie w mgnieniu oka. Już miałam opuścić mieszkanie, gdy Patryk złapał mnie za rękę.
            - Nie zostaniesz? – zapytał z jakąś dziwną nadzieją.
            - Wystarczająco nacieszyłeś się mną w nocy – odrzekłam, po czym ze łzami w oczach zbiegłam na parter.


_____________________________________________

Świadectwa już rozdane, akademie zakończone. Teraz wakacje czas zacząć, dlatego specjalnie z tej okazji dodaję rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrowienia dla Was:*

Rozdział 10


Patryk /



            Kiedy opuściliśmy klub, byliśmy z Izą nieźle wstawieni. Procenty z wypitych drinków uderzały nam do głów. Także poruszanie sprawiało mnie i mojej towarzyszce małe problemy. Chodziliśmy chwiejnym krokiem, co w każdej chwili groziło niechybnym upadkiem. Opuściliśmy klub bez żadnego problemu, a chłód listopadowego powietrza orzeźwiał nasze twarze. Objąłem kobietę, która szła obok mnie, silnym ramieniem, przy okazji sięgając po telefon.
            - Dzwonimy po taksówkę? – Nie wiedziałem nawet, kiedy z moich ust padło pytanie.
            - Oczywiście, że nie. – Usłyszałem w odpowiedzi. – Jest piękna pogoda, przejdźmy się.
Nie przypuszczałem, że Iza będzie aż tak stanowcza. Wcześniej stwarzała wrażenie uległej, podporządkowanej losowi osoby, ale pod wpływem alkoholowych trunków stała się zupełnie inna. Pewna siebie i wygadana. Równie dobrze mógłbym jej odmówić. Skorzystałbym wtedy z usług którejś z miejskich korporacji. Jednak Iza mogła z tego powodu strzelić na mnie focha, do czego nie chciałem doprowadzać. Nie podtrzymując rozmowy, ruszyliśmy przed siebie. Jednocześnie próbowaliśmy skupić się na równym kroku, co wychodziło nam całkiem nieźle. W milczeniu przemierzaliśmy kolejne metry wyznaczonej przez nas trasy. Nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się na jej półmetku. Składając delikatny pocałunek na czole Izy, mocniej objąłem ją ramieniem. Szybkim krokiem pokonaliśmy odcinek, rozciągającej się przed nami ulicy, a nogi same poniosły nas do pobliskiego lasu. Gdy znaleźliśmy się pośród drzew, odniosłem wrażenie, że świat poza nami nie istnieje. Na pewno nie w tej chwili. Przejmujący chłód i wiatr, zupełnie nam nie przeszkadzały. Tylko ta cisza zaczynała mnie powoli denerwować. Choć mogło się to wydawać paradoksalne, bo w ogóle nie wiedziałem, o czym moglibyśmy teraz rozmawiać. Nie przestając jej obejmować, przyspieszyłem kroku. Ona jednak się zatrzymała. Pomimo tego, że miała na nogach szpilki, wspięła się na palce. Objęła dłońmi moją szyję, po czym z niesamowitą zachłannością wpiła się w moje spierzchnięte wargi. Zdziwiło mnie to, lecz nie okazałem zaskoczenia. Chętnie odwzajemniłem jej pocałunek, który był niemniej zachłanny. Zatrzymaliśmy się tuż obok jakiegoś, samotnie stojącego drzewa, do którego przyparłem Izę. Nie wiem, jak długo trwaliśmy w takim zawieszeniu, lecz w pewniej chwili cały nastrój prysł jak bańka.
            - Zimno mi. – Usłyszałem jej roztrzęsiony głos.
            - W takim razie zapraszam do mnie. – Odpowiedziałem, ponownie ją obejmując.



***


Iza /


            Gdy poczułam pod swoimi plecami chropowatą korę drzewa, zdałam sobie sprawę, że  przeszliśmy całkiem niezły odcinek. Złapał mnie za nadgarstki, po czym naparł swoimi spierzchniętymi wargami na moje. Nie wahając się ani chwili, odwzajemniłam pocałunek ze zdwojoną zachłannością. Dłonie siatkarza powędrowały pod mój płaszcz. Błądziły po moich nieosłoniętych plecach. Stopniowo zatracaliśmy się w sobie, a czas przestał zupełnie dla nas istnieć.   Z każdą sekundą czułam się coraz bardziej błogo. W najskrytszej części mego ciała powoli rodziło się pożądanie. Jednak w pewnej chwili odczułam przejmujący chłód.
            - Zimno mi. – Powiedziałam roztrzęsionym głosem.
            - W takim razie zapraszam do siebie. – Odparł entuzjastycznie.
Gdy to usłyszałam, ulżyło mi. Nie miałam ochoty dłużej marznąć w lesie. Poza tym pogoda zupełnie przestała nam sprzyjać. Wiatr wiał coraz mocniej. Ponadto spostrzegłam, że niebo pokrywa się ciemnymi, gęstymi chmurami. Zanosiło się na deszcz, więc przyspieszyliśmy. Nie  chcieliśmy moknąć. W porę jednak dotarliśmy do blokowiska. Chciałam iść siebie i już kierowałam się w stronę swojego wieżowca, gdy siatkarz pociągnął mnie za rękę.
            - Chyba mi teraz nie odmówisz? – Zapytał, a w jego oczach można było dostrzec jakieś nieznane ogniki.
            - Pewnie, że nie. – Odpowiedziałam z uśmiechem, po czym chwiejąc się, poszłam za nim.



***


            Nawet nie spostrzegłam, kiedy dotarliśmy do celu. Minęła dłuższa chwila, nim siatkarz uporał się z zamkiem w drzwiach i mogliśmy wejść do środka. Jednak po chwili napawałam oczy całkiem gustownym wystrojem jego skromnego lokum. Chciałam się rozejrzeć, oceniając przy tym resztę wnętrza. Nie było mi to jednak dane, gdyż w momencie przekroczenia przez nas progu Patryk przyparł mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Jego pocałunki były coraz bardziej zaborcze i pełne pożądania. Wyzbyta wszelkiego rozsądku poddałam się pieszczotom. Nie odrywając się od ust środkowego zrzuciłam z niego, niepotrzebną w tej chwili, kurtkę. Zaczęłam również wolno rozpinać guziki jego popielatej koszuli. Nie zaprzeczę, że owo zajęcie bardzo mnie pochłonęło. Lecz było warto, gdyż po chwili moim oczom ukazał się umięśniony tors. Koszula upadła na podłogę, a ja opuszkami palców dotknęłam skóry w zagłębieniu jego szyi. Patryk tylko się uśmiechnął, po czym zrzucił, okrywający moje ramiona, płaszczyk. Szybko znalazł on swoje miejsce gdzieś obok koszuli siatkarza. W tym momencie poczułam się lekko. Nie miałam już na sobie wierzchniego okrycia, które niesamowicie krępowało moje ruchy. Jeszcze raz dotknęłam palcami zagłębienia na jego szyi, po czym złożyłam w nim delikatny pocałunek. Później był kolejny i jeszcze jeden… Z każdym schodziłam coraz niżej, pozostawiając jedynie szkliste ślady śliny na jego skórze. Tymczasem Patryk próbował odpiąć zamek mojej sukienki.
            - Aleś ty niecierpliwy. – Szepnęłam, czując rosnące pożądanie.
Siatkarz w odpowiedzi zamknął mi usta pocałunkiem. Był on jeszcze bardziej zaborczy, niż wcześniej. Czułam, że i on nie jest obojętny na zaistniałą sytuację. Nie przerywając pocałunku, poprowadził mnie w stronę sypialni. Ot, zwykłe, zabałaganione pomieszczenie.  Pełno było w nim spodenek, koszulek i jakiś sportowych ubrań. Teraz jednak nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Pozwoliłam, by siatkarz ułożył mnie na łóżku. Przyjęłam wygodną pozycję. W chwilę później poczułam, jak Patryk zdejmuje mi z nóg niebotycznie wysokie szpilki. Uff! Co za ulga! W pewnym momencie myślałam nawet, że eksplodują mi nogi. Jednak nic takiego nie nastąpiło. I już po chwili ból zelżał, a nawet w ogóle go nie czułam.



***


            W mgnieniu oka Patryk pozbawił mnie sukienki. Nim całkiem udało mu się ją ze mnie zdjąć, usłyszałam dźwięk pękającego materiału. No ładnie. Zniszczył mi zamek w ulubionej sukience. Teraz jednak było to bez znaczenia. Wpił się w moje wargi, manewrując językiem po całym podniebieniu. Nasze języki połączył jeden taniec. Czułam w sobie coraz bardziej rosnące podniecenie, którego nie można było już opanować. Wykorzystując to, że akurat się nade mną pochylił, sięgnęłam dłonią do paska jego spodni. Przez dłuższą chwilę szamotałam się z klamrą oraz guzikami rozporka. Udało mi się jednak z tym uporać i po chwili moim oczom ukazały się umięśnione uda. Na nie wielkim odcinku zakryte były obcisłymi bokserkami, uwydatniającymi jego męskość. W tym czasie Patryk zdjął ze mnie stanik, który szybko wylądował gdzieś wśród jego rzeczy. Nie wiele mnie to jednak interesowało, gdzie go rano znajdę i czy w ogóle znajdę. Pozwoliłam, aby siatkarz obsypywał drobnymi pocałunkami moją szyję, dekolt, piersi. Powoli obejmował ustami i ssał stwardniałe już sutki. Zagryzałam wargi, aby nie krzyczeć. Lecz w pewnej chwili nie mogłam się powstrzymać i wydawałam z siebie ciche jęki. To chyba jeszcze bardziej rozochociło mojego towarzysza. Zaczął składać pocałunki na moim brzuchu, a piersi zginęły w jego dużych dłoniach tylko po to, by dostarczył im nowej dawki pieszczot. Wykorzystałam, więc tę okazję. Stopą zsunęłam z jego bioder bokserki, napawając się jego widokiem w całej okazałości.  Po chwili ujęłam w dłoń jego nabrzmiałą już męskość. Zaczęłam ją pieścić. Kreśliłam również niedbałe kształty po wewnętrznej stronie jego ud. Drżał, co oznaczało, że był na skraju wytrzymałości. Nie pomyliłam się. Patryk w jednej chwili pozbawił mnie ostatniej części bielizny, jaką na sobie miałam. Teraz i on mógł napawać się moim widokiem. Lecz on wolał od razu przejść do rzeczy. Składał na moim podbrzuszu tak delikatne pocałunki, jakby się bał, że mogę mu uciec. Jednak nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wręcz przeciwnie. Pragnęłam całą sobą jego bliskości. Pożądanie wypełniło teraz każdą komórkę mojego ciała, zajmowało również każdą myśl.
            - Chcesz być niegrzeczny?- Zapytałam szeptem. – To teraz ładnie wsuń między moje uda rączkę i je rozchyl.
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Moja prośba jakby go zelektryzowała. Bardzo szybko poczułam jego dłoń na wysokości mojej łechtaczki. Spoglądając mi w oczy natychmiast zaczął ją pieścić. Poczułam zaskoczenie, że robi to z takim mistrzostwem. Z moich ust wyrywały się coraz to głośniejsze jęki. Jednakże w pewnym momencie Patryk zastygł. Z dłonią położoną na moim kroczu patrzył w jakiś odległy punkt. Zaczynałam się denerwować. Co prawda podniecenie nie opadało, ale słabło, zamiast się wzmagać. Podparłam się więc na łokciach i podkuliłam kolano. Nie wiele myśląc kopnęłam go w brzuch. Zamrugał powiekami, zwijając się z bólu, który bardzo szybko minął. Patryk ponownie zaczął obsypywać mnie pocałunkami.
            - Zaczniesz się zachowywać, jak na faceta przystało? – Warknęłam, mając dość jego obijania się.
Zdążyłam tylko dostrzec jego skinienie głową, gdyż po chwili wszedł we mnie agresywnym ruchem. Jego biodra pracowały z zawrotną prędkością, gwałtownie prowadząc nas na szczyt rozkoszy. Nie potrzebowałam wiele, aby osiągnąć apogenum. W kilka minut później zadał mi ostatnie pchnięcie i opadł obok. Niemalże od razu odpłynął w krainę Morfeusza.
            - Kocham cię. – Zdążył szepnąć, składając pocałunek na moim czole.


____________________________

Witam!
Przepraszam za opuźnienie, ale dopadł mnie zwykły leń. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pozdrawiam i do następnego :)
Pytania.