poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 23


/ Kinga /


            Igor nie zadzwonił do mnie już od tygodnia. Starałam się dowiedzieć, o co mu poszło, lecz cały czas włączała się poczta głosowa. „ Z tej strony Igor. Nie mogę teraz rozmawiać, więc po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość” – usłyszałam po raz kolejny, gdy dziś rano chciałam się z nim połączyć. Chociaż nie dopuszczałam do siebie tej myśli, martwiłam się o niego. Nie chciałam, aby stało mu się coś złego. A może już się stało? Może on leży w szpitalu pobity przez miejscowych chuliganów albo ukradli mu telefon? Z każdą kolejną spekulacją, odchodziłam od zmysłów. Ze zmartwienia nie potrafiłam się na niczym skupić. Dłonie trzęsły mi się, kiedy tylko podnosiłam telefon bądź aparat, a kolejne przedmioty raz po raz z hukiem upadały na podłogę.
            - Co się dzieje, Kinga? – niespodziewanie do mojego pokoju weszła przyjaciółka.
            - Nic… - odpowiedziałam jej smętnie.
            - Przecież widzę! – Iza jak zawsze nie dawała za wygraną.
Przez tę ciążę moja przyjaciółka zrobiła się jeszcze uparta niż zazwyczaj. Co chwila poganiała mnie, żebym wyrzuciła z siebie, co mi leży na sercu. Problem w tym, że ja nie chciałam. Nie mogłam jej martwić. Nie teraz, kiedy była w ósmym miesiącu. Lecz na nic zdały się moje argumenty i perswazje, że poradzę sobie sama, gdyż Iza postanowiła nie wychodzić z mojego pokoju, dopóki się czegoś nie dowie.
            - No dobra… - westchnęłam głęboko – martwię się o Igora.
            - Co z nim jest nie tak? – zapytała, a w jej oczach czaił się już strach.
            - Od tygodnia się do mnie nie odezwał – odparłam smutno.
            - Może ma jakiś powód… - przyjaciółka zaczęła się zastanawiać.
Chciałabym wierzyć, że coś powstrzymywało go przed kontaktowaniem się ze mną. Jednakże zaczynałam podejrzewać, iż z własnej woli przestał tutaj przychodzić, dzwonić i pisać. Najzwyczajniej w świecie przestał się o mnie troszczyć, co bardzo mnie teraz zabolało. Ależ jestem głupia! Mogłam się domyślić, że znalazł sobie inną, a ja byłam jedynie zabawką, która przyrządzała dla niego obiady i pozwalała zaspokoić dzikie rządze. To właśnie ta wizja wydała mi się najbardziej prawdopodobna, a jednocześnie najbardziej przerażająca.
            - Wiesz, Iza… - niepewnie wznowiłam rozmowę – wydaje mi się, że on kogoś ma.
            - Igor? – przyjaciółka szczerze się zdziwiła – nie wierzę, że się tobą bawił.
            - To jest możliwe – trzymam się twardo swoich przypuszczeń.
            - Nie zadręczaj się – nagle usłyszałam jej uspokajający głos – mam dla ciebie propozycję.
            - Jaką? – zapytałam, zapominając momentalnie o swoich problemach.
            - Wyjścia na zakupy – odrzekła uśmiechnięta Iza – za 10 minut widzę cię na parkingu.
Ostatnie zdanie zostało przez nią wypowiedziane tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie chciałam jej robić przykrości, dlatego też szybko doprowadziłam się do porządku i, zabierając torebkę, opuściłam swój przytulny azyl. W chwilę po tym wskoczyłam w całkiem wygodne balerinki, a także zamknęłam drzwi naszego mieszkania. Mogłam pojechać windą, lecz tego nie zrobiłam. W dużo lepszym humorze, spokojnie zeszłam po schodach. Trochę ruchu mi się przyda, bo w przeciwnym razie będę wyglądać jak ciężarna słonica, a tego nie chciałam.
            - Nareszcie jesteś! – od razu po wyjściu z klatki schodowej powitał mnie jej radosny krzyk.
            - A coś ty myślała, że cię wystawiłam? – z moich ust padło podejrzliwe pytanie.
            - Wszystko jest możliwe – na te słowa wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem.
            - No już, wsiadaj – ponagliłam ją – bo cię tu zostawię.
Przyjaciółka spojrzała na mnie z udawanym obrażeniem, lecz po chwili jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech. Zajęła miejsce pasażera, po czym ruszyłyśmy spędzić rozrywkowe popołudnie.


***


/ Igor /


            Kiedy zobaczyłem, że Kinga po raz kolejny próbuje się do mnie dodzwonić, prawie dostałem szału. Czy ona nie potrafi się niczego domyślić?! Chyba nie, skoro co pięć minut mój telefon rejestruje nie odebrane połączenia. Nie miałem ochoty na to, aby wylewała przede mną swoje żale. Nie teraz, gdy szykowałem się na kolejną imprezę. Dobrze wiedziałem, że klub, w którym byłem ostatnio z Czarnowskim jest jego ulubionym, a sam zainteresowany często odwiedza to miejsce. Nie chciałem, aby zobaczył mnie z jakąkolwiek inną dziewczyną, oprócz Bartoszek, oczywiście. W przeciwnym wypadku zacząłby coś podejrzewać. Potem wszystko dotarło by do Kingi i byłbym ugotowany. Z całym szacunkiem do mojego przyjaciela, jego dziewczyny i wszystkich innych, wolałem oszczędzić im nerwów. Zwłaszcza Czarnowskiemu, który za jakiś czas zostanie ojcem. Jego luba także nie powinna o niczym wiedzieć. Niebawem urodzi i nie powinna się niepotrzebnie denerwować. Aż tak głupi nie jestem! Po jakimś czasie moje ponure, pełne złośliwości, rozmyślania zostały przerwane przez wybrzmiewający z telefonu dźwięk. Coraz bardziej poirytowany spoglądam na wyświetlacz. Lecz nie widzę tam numeru mojej dziewczyny, na co oddycham z ulgą. To tylko Wiki, dziewczyna, która ma towarzyszyć mi podczas dzisiejszej imprezy.
            - No, co tam, kochanie? – zapytałem po nawiązaniu połączenia.
            - Musimy iść do tego klubu? – w jej głosie było słychać jawną niechęć do wyjścia.
            - Oczywiście, że nie musimy – odrzekłem – możesz wpaść do mnie.
            - To świetnie! – czarnowłosa piękność wyraźnie się ucieszyła.
            - Więc za godzinę? – potwierdzam jeszcze, po czym się rozłączam.
Musiałem przyznać, że było mi to nawet na rękę, by nigdzie nie wychodzić. Przynajmniej nikt nie będzie nic podejrzewał.


***


            Tego kwietniowego wieczoru czas się dla nas zatrzymał. Razem z czarnowłosą siedzieliśmy wygodnie w salonie, popijając słodkie, czerwone wino. Jak widać, dziewczyna wiedziała, który trunek wybrać, co bardzo mi zaimponowało. Poza tym była zupełnie inna od Kingi, dlatego uznałem, że warto się w niej zatracić i nie poniosę z tego tytułu konsekwencji. Z każdą kolejną chwilą butelka stawała się coraz bardziej pusta. Raczyliśmy się winem, niczym najbardziej wytrawni smakosze, żartując przy tym i wesoło gawędząc. Kiedy wlałem do lampek ostatnie krople naszej ambrozji, moja towarzyszka nawet nie wzięła do ręki kieliszka. Tylko ja wypiłem swoją porcję, by w chwilę po tym zachłannie wpić się w jej usta. Dziewczyna od razu wiedziała, o co chodzi. Z całą mocą oddawała pocałunki, pozbawiając mnie jednocześnie kolejnych części garderoby. I ja nie byłem jej dłużny. W okamgnieniu zrzuciłem z niej ubranie, kierując w stronę sypialni. Nie traciłem czasu na czułości. Niczym dziki zwierz, pchnąłem dziewczynę na łóżko, zrywając z niej ostatnie skrawki bielizny. O tym, co działo się później, nie muszę chyba opowiadać. Tę noc mogę zaliczyć do najbardziej ciekawych w swoim życiu. Była o niebo ciekawsza, niż wszystkie te, które przeżyłem podczas związku z Kingą.


***


/ Iza /


            Jak udało mi się zauważyć, dzisiejsze wyjście okazało się trafione w dziesiątkę. Kinga wydawała się tutaj zupełnie inną osobą. Z uśmiechem na ustach pomagała mi wybierać ubranka dla mojego maleństwa. Jednak nadszedł taki czas, że się rozeszłyśmy. Każda z nas poszła w inną stronę, szukając niespodzianki, jaką mogłyśmy sprawić sobie nawzajem, jak również małej. Minęła godzina, zanim się spotkałyśmy ponownie. Byłam już niesamowicie głodna, więc zaprosiłam przyjaciółkę na obiad do gustownej knajpki, która mieściła się w galerii handlowej.
            - Pochwal się, co kupiłaś małej? – zapytała, kiedy złożyłyśmy zamówienie.
            - Przede wszystkim stertę kolorowych ubranek – odparłam ze śmiechem.
            - Pewnie mała będzie wyglądała jak księżniczka – powiedziałam rozmarzonym głosem.
            - Jakże inaczej! – zgodziłam się z przyjaciółką.
Nasza pogawędka przy obiedzie trwała w najlepsze. Jak za dawnych czasów plotkowałyśmy o wszystkim i niczym, a ja czułam, że poniekąd odzyskałam przyjaciółkę. Muszę przyznać, że krótka rozłąka z Igorem dobrze jej zrobiła. Chociaż wierzyłam, iż jeszcze się im ułoży, pozostawiłam wszystko biegowi wydarzeń. Cieszyłam się tym, co jest tu i teraz. Paradoksalnie wypadek, jaki przeżyła Kinga ze swoim chłopakiem bardzo ją zmienił. To właśnie dlatego czułam, że dawna Bartoszek wróciła i cieszy się dniem razem ze mną.
            - Kochana, ja też coś dla ciebie mam – powiedziała, gdy skończyłyśmy jeść.
W chwilę po tym moim oczom ukazał się przepiękny złoty łańcuszek, na którym zawieszony był maleńki krzyżyk. Naprawdę cudowny prezent, który zapewne kosztował cały majątek. Nie mogłam tego przyjąć, co to, to nie!
            - Przecudowny, ale nie mogę tego wziąć – starałam się grzecznie odmówić.
            - Ależ możesz – Kinga nie przyjmowała sprzeciwu – dasz go kiedyś Lence.
            - No dobrze… - skapitulowałam – jeszcze raz bardzo dziękuję.

________________________________________
W ostatnim dniu tego roku postanowiłam dodać dla Was ten rozdział. Pisałam go w pośpiechu, więc najlepszy nie wyszedł, ale może Wam się spodoba. Jednocześnie chcę podziękować za ten rok, za wszystkie komentarze i słowa motywacji, którymi mnie obdarzałyście. Życzę Wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym nowym roku, przede wszystkim zdrowia i sukcesów w życiu prywatnym, a autorkom weny i pomysłów na kolejne opowiadania. Do siego!

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział 22


/ Patryk /


            Z trudem udało mi się wyjść punktualnie na wieczorny trening. Nie chciałem zostawiać Izy samej, ale opuszczenie zajęć mogło skutkować powrotem do kwadratu rezerwowych, czego wolałem uniknąć. Moja forma w ostatnim czasie miewała się dość dobrze, więc wolałem nie kusić losu. Wkurzać trenera też nie chciałem. Nie mogłem też rozczarować Izy. Dziewczyna bardzo chciała zobaczyć, jak gram w najważniejszych meczach tego sezonu. Z myślą o niej przed momentem wrzuciłem do samochodu torbę, a także zająłem miejsce za kierownicą. Droga nie była na szczęcie zakorkowana, więc dotarłem przed czasem. Z uśmiechem przekroczyłem próg recepcji, a także przywitałem wszystkie mijane osoby. Co prawda dziwili się mojemu dobremu samopoczuciu, ale nie mogłem przestać się cieszyć z tego, iż niebawem zostanę ojcem. Czułem się z tego powodu dumny i nie mogłem się już doczekać, gdy pierwszy raz wezmę małą Lenę na ręce. Zamyślony szedłem w kierunku szatni. Z pomieszczenia dobiegał mnie już gwar rozmów rozbawionych chłopaków. Pewnie wydarzyło się coś, o czym nie miałem zielonego pojęcia i stanowiło to dla nich powód do plotek.
            - Igor? – nie mogłem się nadziwić, widząc kolegę w szatni – co ty tu robisz?
            - To samo, co ty – uśmiecha się zawadiacko, sznurując buty.
            - Myślałem, że jeszcze nie skończyłeś rehabilitacji – odpowiedziałem.
            - Nie myśl tyle, bo cię zjedzą motyle – odpowiedział przez śmiech.
Wtem usłyszeliśmy komendę trenera, aby pojawić się na hali. Spojrzeliśmy po sobie zawiedzeni, ale wstaliśmy z miejsc. Lepiej było pojawić się na czas, żeby potem nie dokopał nam zajęciami w siłowni albo przedłużeniem treningu. Chciałem być przy Izie, dlatego też wolałem uniknąć niepotrzebnych spięć ze szkoleniowcem.


***


            Dzisiejsze zajęcia ciągnęły się dla mnie w nieskończoność. Nudziły mnie dziś kolejne elementy rozgrzewki, a także ćwiczenia taktyczne. Wiedziałem, że musimy przygotować się do walki o złoto, jaką podejmiemy niebawem, ale to nie było dla mnie najważniejsze. Wolałbym, żeby Iza siedziała tutaj wpatrując się we mnie, a tym samym dodając mi motywacji. Właściwie były by przy mnie obydwie. Iza i Lena. Odnosiłem wrażenie, iż byłaby w tym jakaś magia. Moje rozmyślania zostają nagle przerwane. Gwizdek trenera świdrował uszy nas wszystkich, chociaż z drugiej strony oznaczało to tylko jedno: trening dobiegł końca. Mieliśmy jeszcze tylko się rozciągnąć, a potem wyjść. Zająłem sobie miejsce tuż obok jednego z kwadratów rezerwowych i zacząłem rozciągać mięśnie. Właśnie wykonywałem końcowy zestaw ćwiczeń, gdy przysiadł się do mnie Igor. Był jakiś wesoły i emanował z niego dobry nastrój, co udzieliło się także mnie. Układając nogi w „motylka” zacząłem rozmowę. Gawędziliśmy o wszystkim i niczym. Wciąż było nam mało.
            - Może skoczymy na piwko do klubu? – Zapytałem z uśmiechem.
            - Bardzo chętnie – odwzajemnił uśmiech, po czym obydwaj wstaliśmy.
Przebranie się zajęło nam raptem kilka minut. Chłopaki byli w większości pod prysznicem, dlatego wyszliśmy bez pożegnania. Wciąż roześmiani wrzuciliśmy torby do bagażnika. Nie tracąc humoru mknęliśmy w stronę centrum, by po chwili dojechać na moje osiedle. Stamtąd były do klubu zaledwie dwa kroki, więc w okamgnieniu doszliśmy do celu, zajmując stolik tuż przy oknie.


***


/ Kinga /


            - I jak? – zapytałam, gdy Iza stanęła w progu naszego lokum.
            - Wspaniale! – odpowiedziała, zdejmując buty.
Nim zdążyłam się obejrzeć, posłałam jej serdeczny uśmiech. Chociaż na dobrą sprawę była to maska. Wewnątrz martwiłam się o Igora, który od kilku dni mnie nie odwiedził. Nie napisał i nie zadzwonił. Czyżby mnie zdradzał? To nie możliwe! – ganię siebie w duchu, idąc z Izą do salonu. Przyjaciółka natychmiast zajmuje sobie miejsce na jednej z kanap, zakładając opuchnięte nogi na stolik. Czym prędzej kieruję się do kuchni, by przygotować nam herbatę, a także coś słodkiego. Po kilku minutach wróciłam do salonu. Wśród śmiechu i plotek wypiłyśmy gorący napój pogryzając przy tym ulubionymi ciastkami. Muszę przyznać, że brakowało mi wspólnych posiedzeń, jak zwykłyśmy nazywać takie spotkania. W ostatnim czasie Iza nie czuła się najlepiej, a w dodatku była zajęta Patrykiem, więc nie naciskałam na nią. Jednak skoro dziś nadarzyła się okazja, czemu jej nie wykorzystać? Przepuszczając takową nie byłybyśmy sobą, co to, to nie.
            - Opowiadaj jak było na badaniu? – zaczęłam, upijając kolejny łyk herbaty.
            - Nie obyło się bez nerwów – z powagą powiedziała współlokatorka, po czym obydwie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
W dobrym nastroju Izka zrelacjonowała mi przebieg wizyty, jak również szczegółową reakcję swoją i Patryka. Z ulgą przyznałam, że środkowy się zmienił i będzie naprawdę bardzo dobrym ojcem. Już chciałabym go widzieć z maleńką na rękach. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym ponownie zaczęłam słuchać jej opowieści. Zaabsorbowana wszystkim żywiołowo gestykulowała., opisując mi, jak jej własne serce zamarło, gdy usłyszała serduszko swojej córki. W tym momencie żałowałam, że nie poszłam razem z nią. Chciałabym również usłyszeć jak ta mała istotka wysyła do nas pierwsze oznaki swojego życia.
            - A wybraliście już imię? – zapytałam po zakończeniu relacji panny Cichockiej.
            - Lena – odpowiedziała bez wahania.
            - Bardzo ładnie – przyznałam, uśmiechając się.
            - Właściwie Patryk wybrał to imię – przyznaje po chwili milczenia – po swojej mamie.
W tej jednej chwili nabrałam dużego uznania dla chłopaka mojej przyjaciółki. Z pozoru cham nieczuły na ludzką krzywdę okazał się najlepszym materiałem na tatę. Mała Lena nie mogła trafić lepiej. Swoją drogą już nie mogłam się doczekać jej narodzin i podobnie jak Iza tego, że wezmę ją na ręce. Aż zaczęłam sama marzyć o tym, by samej zajść w ciążę. Jednakże postanowiłam odłożyć to do momentu, gdy skończę studia.
            - Co powiesz na małą sesję? –zapytałam, gdy na stoliku stały już puste kubki oraz talerzyk.
            - A czemu nie? – puściła do mnie oczko i poprosiła o przyniesienie aparatu.


***


/ Igor /


            Od razu po wejściu Patryk skierował swoje kroki w stronę baru. Zamówił dla nas duże kufle piwa, po czym usiedliśmy przy stoliku czekając na ich przyniesienie. Obserwowaliśmy jak klub z wolna się zapełnia. Piątkowy wieczór sprzyjał imprezowaniu, co potwierdza naszą obecność w tym miejscu. Po kilku minutach urocza kelnerka przyniosła zamówiony przez nas napój. Sączyliśmy złocisty płyn, delektując się jego smakiem. Dopiero, kiedy kufle były opróżnione mniej więcej do połowy, rozluźniliśmy się, zaczynając rozmowę.
            - Zostanę ojcem – powiedział ucieszony Patryk.
            - I teraz mi się chwalisz? – udaję obrażonego.
            - Jakoś nie było okazji… - stwierdził nie pewnie środkowy.
            - Nie było okazji, nie było okazji – przedrzeźniam go – dobrze, że w ogóle powiedziałeś.
            - Tobie miałbym nie powiedzieć? – zapytał, unosząc brew.
            - Spróbowałbyś! – powiedziałem, unosząc kufel – gratulacje.
W chwilę później wznieśliśmy toast za jego córkę, która miała przyjść na świat za parę miesięcy. I chociaż nie przepadałem za dziećmi, cieszyłem się jego szczęściem. Wiedziałem, że jest najlepszym kandydatem na tatusia, a mała będzie jego oczkiem w głowie.
            Wkrótce po tym udało nam się przejść do innych tematów. Jak dobrzy przyjaciele rozmawialiśmy o wszystkim. Również o tym, że zacząłem oddalać się od Kingi. Wciąż ją kochałem, jednak coraz rzadziej bywaliśmy u siebie. Każde z nas miało coś ważnego do zrobienia i trudno było nam się spotykać. Nie zabiegałem o nią, lecz z każdą chwilą zaczynało mi jej brakować coraz bardziej. Kiedy mówiłem, Patryk kiwnął dłonią na kelnerkę, aby przyniosła kolejne szklanki z piwem. Poprzednich kilka zostało już opróżnionych, a my nie zamierzaliśmy rozmawiać o suchym pysku. Nie na tym polegały męskie spotkania. Wracając do przerwanego wątku, nie miałem nawet jej odwiedzać. Rehabilitacja bywała męcząca, a pragnienie powrotu do gry na tyle silne, że wolałem zregenerować siły, na co nie miałem szans w jej towarzystwie. Gdy zakończyłem relację, Patryk popatrzył na mnie ze zrozumieniem. Łączył się ze mną w męskiej solidarności po to, abym wiedział, że zawsze mogę na niego liczyć. Chłopak nie do końca zgadzał się z moją teorią, ale niczego nie komentował, za co byłem  niesamowicie wdzięczny. Przy okazji miałem również pewność, że wszystko, co wyjawiłem zostanie między nami.


***


            Kiedy opróżniłem ostatni kufel, zaczęło szumieć mi w głowie. Wiedziałem gdzie jestem, ale nie miałem ochoty na siedzenie tutaj. Chciałem wrócić do domu i najzwyczajniej w świecie trochę się wyspać. Może zadzwoniłbym do Kingi? Nie miałem pojęcia. Nie chciałem teraz o niej myśleć. Już miałem wstać, gdy wyrosła przede mną nieznajoma dziewczyna. Wysoka, o rudych włosach i zielonych oczach. Istne cudo. Ej, wróć! Masz przecież Kingę! – krzyknąłem na siebie w myślach. Lecz było już za późno. Ruda wpatrywała się we mnie hipnotycznym spojrzeniem, najwyraźniej czegoś ode mnie oczekując.
            - Zatańczymy? – padło z jej ust zwyczajne pytanie.
            - Pewnie – odparłem, podnosząc się z krzesła.
Chwytając jej dłoń poszedłem w kierunku parkietu. Zabawiliśmy na nim przez chwilę. Jednak było widać, że nieznajoma wcale nie miała ochoty na taniec przy drętwych piosenkach. Wspinając się lekko na palce złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. Ku swojemu zdziwieniu odwzajemniłem gest i pozwoliłem, aby poprowadziła mnie do toalety, gdzie przeżyłem najwspanialszą przygodę swojego życia.

_______________________________________
Witam!
Z przyjemnością oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Chciałabym przy okazji przeprosić za tak długą  przerwę spowodowaną brakiem pomysłów. Rozdział też nie jest najlepszy, ale w miarę upływu czasu będę starała się jeszcze tutaj sprawić jakieś niespodzianki.
Pozdrawiam i do następnego! :)