piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 12




Iza /


 
Biegłam tak długo, aż zimne powietrze zaczęło kłuć moje płuca. Nieco zmęczona ciągłym biegiem przysiadłam na ławce. Dopiero wtedy zorientowałam się, iż dobiegłam do parku. Tego samego, w którym ćwiczyłyśmy robienie zdjęć. Tutaj poznałam też Patryka. Jednakże na samą myśl o nim robiło mi się nie dobrze. Miałam żal zarówno do niego, jak i do siebie. Nie musiałam tyle pić. Przynajmniej teraz nie czułabym się winna. A teraz? Teraz nic już nie dało się zrobić. Choć chciałabym zmienić bieg wydarzeń, zupełnie nie miałam takiej możliwości. Niepostrzeżenie dla samej siebie zaczęłam płakać. Łzy drążyły mokre korytarze na mojej twarzy. Nie przejmowałam się jednak wyglądem. Raczej użalałam się nad sobą i starałam przypomnieć sobie coś więcej z minionej nocy. Lecz w dalszym ciągu nie wiele pamiętałam. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrował mój skacowany umysł było wejście do mieszkania siatkarza. Pocałowałam go wtedy namiętnie i... No właśnie nic. Mój film się urwał i wznowił dopiero rano. Gdy zobaczyłam, że jesteśmy razem w jednym łóżku, zrozumiałam, co mogłam robić w jego mieszkaniu. Owszem, przespałam się z nim. Nie mówiąc już o pożegnaniu mojego dziewictwa w tak fatalnych okolicznościach. Wszystko wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. Zawsze marzyłam o białej pościeli i czerwonych płatkach róż rozsypanych po całym pomieszczeniu. Lecz nic podobnego nie miało miejsca. Nawet przez moment miałam nadzieję, że to tylko zły sen. Ale, jak mówią, nadzieja matką głupich, czyli moją też.

 
***
 

Zimowe, wietrzne popołudnie. Siedzę z Arkiem na parapecie okna w jego pokoju. Przez chwilę trwamy w milczeniu, jednak żadne z nas nie lubi, gdy zapada cisza. Czasem jest potrzebna, lecz u nas ważniejsze są słowa. Wielu ludziom wydaje się, że facet nie rozumie problemów kobiety. Jednak ja potrafię powiedzieć Arkowi wszystko. Mój brat, jest moim najlepszym przyjacielem i nie zastąpi go żadna inna osoba, nawet gdybym miała do niej olbrzymie zaufanie. On również wie, że nie ma drugiego takiego powiernika, jak ja. Choć z jednej strony jest towarzyski, to z drugiej nie ufny i od zawsze przychodzi do mnie ze swoimi problemami. Dzieli się ze mną również radością, wygranym meczem, marzeniami i zmartwieniami. Tak jest i dzisiaj, kiedy razem tutaj siedzimy.
- Arek? - niespodziewanie dla samej siebie zagaduję brata - Jakie jest twoje największe marzenie?
- Moje marzenie? - powtarza niczym echo.
- Twoje.
- Poza zdobyciem złotego medalu Mistrzostw Polski marzy mi się założenie rodziny. Szczęśliwej, pełnej rodziny i zostanie ojcem.
- Nie uważasz, że jesteś za młody? - na mojej twarzy maluje się zaskoczenie.
- Nie. - odpowiada stanowczo - Chcę spełnić marzenia, zanim będzie za późno.


***
 

Nie miałam pojęcia, dlaczego teraz przypomniałam sobie tamten zimowy wieczór. Nie wiedziałam również, dlaczego pomyślałam o Arku - najważniejszej osobie w moim życiu. Jego słowa były wtedy takie tajemnicze i pełne jakieś nadziei. Nie potrafiłam tego zrozumieć ani wtedy, ani teraz. Nagle poczułam, że cała się trzęsę. Po mojej twarzy wciąż leciały łzy, a ciche łkanie zamieniło się w głośny szloch. Dopiero teraz przypomniałam sobie przebieg całej nocy spędzonej z Patrykiem. Jak nigdy poczułam do siebie wstręt i obrzydzenie. Także żal, smutek i rozpacz zaczęły się wzmagać. I co ja miałam ze sobą zrobić? Nie widziałam innego wyjścia, jak opuszczenie jego lokum w trybie natychmiastowym. Nawet dobrze mi to zrobiło. Miałam przynajmniej czas, by ochłonąć i spróbować to wszystko przemyśleć. Jednak w głowie kłębiły się tysiące myśli, obwiniałam przede wszystkim siebie, że pozwoliłam mu się zaprosić na tę imprezę. Jak zwykle, niemiałam wyczucia, aby odmówić. Brawa dla mnie.


 
***


 
Igor /


 
Jedna nie pozorna impreza, a tak mnie wykończyła. W ostatnich dniach nie chciało mi się nawet ruszyć z wygodnego łóżka, żeby iść pod prysznic, czy zrobić coś do jedzenia. Byłem nieziemsko skacowany, nie mówiąc już o tym, że musiałem wpaść na szafę w mieszkaniu tamtej laski. W ogóle, co to była za jedna? Brzydka nie była, ale w ogóle nie mogłem sobie przypomniec skąd ją znam. Lecz teraz nie było czasu na wspominki z sobotniej imprezy. Dziś był poniedziałek, a więc musiałem wstać grzecznie z łóżka, spakować torbę i ruszać na trening. Mamusiu, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce, to byłoby zbyt pięknie. Udało mi się jednak przemóć ogromną niechęć i już w kilka minut później byłem gotowy do wyjścia. Właśnie miałem zamknąć drzwi swojego mieszkania, gdy uświadomiłem sobie, że nie wiem, gdzie położyłem kluczyki do samochodu. " Gdzie są moje klucze?" Pytam sam siebie, jednak nie znajduję odpowiedzi. Świetnie. Do treningu miałem coraz mniej czasu, a kluczyków, jak nie było tak nie ma. Przeszukałem już wszystko i dalej nic. Nie uśmiechało mi się gnać przez całe skrzyżowanie na przystanek autobusowy i unikać spojrzeń napalonych faanek. Co to, to nie! Tak więc jedyne co mogłem zrobić, to liczyć na łaskę lub niełaskę Łomacza, który jeszcze pewnie nie zdążył się ogarnąć.
- Gregor, mam nadzieję, że nie wybrałeś się jeszcze na trening? - zapytałem, gdy przyjaciel odebrał telefon.
- Oczywiście, że nie - odparł, nieco urażony.
- To za pięć minut widzę cię u mnie pod blokiem.
 
 
***


 
Nie wiem nawet, w którym momencie razem z Grześkiem dojechaliśmy do miejsca naszej pracy. Po drodze do szatni minęliśmy prezesa, któremu ukłoniliśmy się wręcz w pas i dopiero dołączyliśmy do reszty. Jak zdążyłem zauważyć, brakowało już tylko nas. Chociaż... Jak tak się rozglądnąłem, nie było jeszcze wszystkich, bo Czarnowski najwyraźniej nie zdążył. Zresztą, co mnie to interesuje, o której on przychodzi na trening. On będzie biegał, nie ja. Lecz, gdy tylko wkładam koszulkę, drzwi pomieszczenia otworzyły się i stanął w nich wcześniej wspomniany kolega. Spojrzał tylko na nas, po czym odwrócił się tyłem i przystąpił do czynności przebierania. Dopiero wtedy dostrzegłem jego podrapane plecy i liczne siniaki na udach. Co ten facet zrobił ze sobą, ja się pytam?
- Czarnowski? - Zagadnąłem kolegę - gdzie cię tak porysowali.
- Nie twoja sprawa - odpowiedział dosyć opryskliwie.
- Nie ładnie tak odpowiadać - wtrącił się Benek - A tobie, Yudin, co się stało?
- Nic - odpowiedziałem spokojnie - przywidziało ci się, Beniu.
- Chyba ty nie masz lustra w domu - Pająk, jak zwykle musiał mi dociąć.
- Ja już nic nie rozumiem - powiedział zrezygnowany Ben - temu plecy podrapali, tamten sobie nabił guza. Już większej patologii w tej drużynie być nie może, nie ma co.

__________________________________
Nie spodziewałam się, że oddam tak szybko w Wasze ręce kolejną notkę. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam i do zobaczenia niebawem:*:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz