/ Kinga /
Kiedy parkowałam samochód na, mieszczącym się przed halą, parkingu, czułam lekką ekscytację. Nigdy nie miałam okazji pójść na mecz siatkówki, więc tym bardziej rodziła się we mnie ciekawość. Zamknęłam więc samochód i wrzucając do kieszeni kluczyki, udałam się w kierunku recepcji. Gdy tylko przekroczyłam jej próg, poczułam się trochę zdezorientowana. Dlatego nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu, w którym obecnie byłam. Dopiero po dłuższej chwili zapytałam drogę, mijającego mnie, człowieka. Zupełnie nie wiedziałam, z kim rozmawiam, aczkolwiek mężczyzna okazał się całkiem miły i z dającą się wyczuć życzliwością wskazał mi drogę. Idąc w wyznaczonym kierunku dotarłam na trybunę przeznaczoną dla rodzin zawodników. Zdziwiłam się, bo przecież nie jestem dla Igora kimś bliskim, jedynie koleżanką. Nie marudziłam jednak, że siedziałam w tym właśnie miejscu. Było ono nawet lepsze, niż te, wśród krzyczących coś kibiców. Zupełnie tego nie rozumiałam.
***
/ Patryk /
Ostatnie dni były dla mnie paranoją. Wspomnienia tamtej nocy ciągle kotłowały się w mojej głowie i choćbym chciał, nie mogłem ich od siebie odsunąć. Byłem zły na siebie, że zachowałem się jak prostak. Teraz jednak nie dało się cofnąć czasu. Ale jedno wiedziałem na pewno: musiałem z nią porozmawiać. Tylko jak miałem to, do cholery zrobić, skoro ona nie odbierała? No właśnie nie mogłem zrobić nic! Sam czułem się przez to paskudnie. Nie mogłem patrzeć w lustro, bo wyszedłem na skończonego drania, ale Iza wcale nie ułatwiała mi sprawy. Zaszyła się gdzieś we własnym mieszkaniu i była z siebie zadowolona. A jak ja miałem się czuć?
- Czarnowski, pospiesz się – nagle usłyszałem głos Gregora – zaraz wybiegamy.
- Dobra, już kończę – odpowiedziałem.
- Tak swoją drogą, jakiś zamyślony jesteś dzisiaj – przyjaciel ciągnął rozmowę – coś cię trapi?
- Nie ważne – uciąłem, po czym pobiegłem na płytę boiska.
Mecz, jak każdy inny – nic specjalnego. Szybko odprawiliśmy z kwitkiem naszego przeciwnika, notując na koncie tabeli kolejne oczka. Kiedy tylko skończyłem udzielać wywiadu jakieś upartej dziennikarce, moje myśli wróciły do Izy. Teraz byłem zły nie tylko na siebie, ale i na nią. Przecież ta noc nie była wyłącznie moją winą. Ona sama tego chciała, więc powinna wziąć część winy na siebie. Ale nie! Ona wolała zaszyć się w ścianach swojego pokoju i płakać w poduszkę! To potrafi chyba najlepiej na świecie! Nie ma to, jak użalać się nad sobą. Wciąż myśląc o niej, przebrałem się w codziennie ubranie. Strój i resztę rzeczy wgniotłem do torby, którą zamknąłem z wściekłością. W chwilę później wyjąłem z kieszeni kurtki telefon. Wybrałem z książki adresowej numer Izy, wciskając jednocześnie klawisz połączenia. I znowu powtórka z rozrywki. Jej telefon zawzięcie milczał, a ja niemalże wychodziłem z siebie, chcąc to wszystko załatwić. No cóż. Jedyne, co teraz mogłem zrobić to do niej pojechać. Może wreszcie zdecyduje się na normalną rozmowę, która skończy wszystko raz na zawsze. Chyba trochę przesadziłem z tym zakończeniem, ale może przynajmniej dojdziemy do jakiegoś porozumienia.
***
/ Igor/
Tuż po zakończeniu meczu pobiegłem do szatni, gdzie z prędkością światła wskoczyłem w codzienne rzeczy. Nie zwalniając tępa spakowałem torbę, po czym opuściłem naszą poczciwą halę. Nie chciałem, żeby Kinga na mnie czekała. Zaprosiłem ją na mecz, więc dobrze było zamienić z nią parę zdań. Z tego, co mówiła, nie zna się na siatkówce, więc mogła mieć jakieś pytania, a ja nie chciałem zostawiać ich bez odpowiedzi. Gdy tylko doszedłem do recepcji, od razu ją zauważyłem. Gawędziła z dziewczyną naszego fizjoterapeuty. Była dosyć mocno ożywiona i z uśmiechem formułowała kolejne wypowiedzi. Podszedłem więc do nich, chcąc przywitać się z moją towarzyszką.
- Widzę, że już zdążyłaś nawiązać znajomość – zażartowałem na powitanie.
- Nie chciałam stać tutaj sama jak kołek – odpowiedziała – pewnie jesteś zmęczony?
- Nieziemsko – rzekłem, ocierając z czoła niewidzialny pot.
- To może chciałbyś już wrócić? – zapytała.
- A wiesz, że chętnie? – uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Żegnając więc Agnieszkę opuściliśmy halę. Kinga niemal od razu skierowała się w stronę swojego samochodu. Już miała wsiąść do środka, gdy zauważyłem, że jedna z tylnych opon jest przebita. Od razu poinformowałem o tym dziewczynę, jednocześnie proponując jej podwiezienie do domu. I tak przecież jechałem do centrum, więc nie było żadnego problemu, abym zahaczył o osiedle, na którym mieszkała.
- Ale naprawdę nie robi ci to kłopotu? – zapytała chyba po raz setny.
- Naprawdę – udzieliłem odpowiedzi – twój samochód na razie tutaj zostanie, a później coś wymyślimy.
- Trzeba będzie tylko wymienić oponę… - zastanawiała się.
- Ja ci w tym pomogę – odparłem – a teraz wsiadaj.
W chwilę później światła samochodu zamrugały, oznajmiając zwolnienie blokad ze wszystkich zamków. Otworzyłem drzwi przed Kingą, po czym sam zająłem miejsce za kierownicą. Obserwując, przerzedzający się, tłum fanek, ruszyłem z miejsca. Powoli mknąłem przez prowadzące do miasta ulice. Właśnie minąłem jedną z kopalń, docierając tym samym do bardzo ruchliwego skrzyżowania. Zatrzymałem się, by ustąpić pierwszeństwa jadącym z naprzeciwka. Nie zauważyłem tylko, że w zakręt wchodzi spory dostawczy samochód. Za kierownicą siedział pijany kierowca. Później słyszałem już tylko trzask, uderzającego w moją audicę, pojazdu…
_______________________________
Oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział, mam nadzieję, że przypadnie do Waszych gustów. Aczkolwiek na tym blogu to już ostatnia notka przed moim wyjazdem nad morze. Kolejną postaram się dodać tuż po powrocie, czyli 11 sierpnia. Pozdrawiam i do następnego :**
O kurczę, szkoda Igora :( Kinia pewnie będzie się obwiniała o ten wypadek... mam nadzieję, że Igor wyjdzie z tego-inaczej być nie może !
OdpowiedzUsuń:*