piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 11



Patryk /



            Rankiem obudził mnie potężny huk. W domu wszystko było na miejscu, więc w pierwszej chwili nie mogłem zlokalizować źródła hałasu. Jednakże po krótkiej chwili nadeszła kolejna fala. Nie podnosząc się z poduszki, nadstawiłem słuchu. Po paru minutach wiedziałem już, że gdzieś na dole została wybita szyba. Później kolejna. Jakkolwiek zupełnie nie interesowało mnie, co robią osiedlowe małolaty. Wtem poczułem pulsowanie w skroniach. Chciałem się podnieść, lecz ból, jaki dawał się we znaki we wszystkich mięśniach, skutecznie mi to uniemożliwił. Zmęczony opadłem więc na poduszkę. Próbowałem zebrać myśli i przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, ale w głowie  miałem zupełną pustkę. Jakby ktoś celowo pozbył się z  mojej pamięci wszystkich wspomnień. Czyżbym aż tyle wczoraj wypił? Dziwne. Nawet jeśli chętnie imprezuję, nie lubię się upijać. Jakkolwiek wczoraj musiałem o tym zapomnieć. Moje krótkie rozmyślania zostają nagle przerwane przez szamoczącą się w pościeli Izę. Z niemałym trudem podparłem się na łokciach i jak kretyn obserwowałem poczynania dziewczyny, która biorąc z podłogi jakiś treningowy ręcznik, okryła się nim. Po chwili nie było słychać nic innego, jak trzask drzwi w łazience. Co ona tutaj robi? Pytałem sam siebie. Nie mogłem nic zrozumieć z tego, co właśnie działo się w moim mieszkaniu. Uniemożliwiał mi to zresztą solidny ból głowy. Miałem wrażenie, że za moment moja czaszka eksploduje i nie będzie można jej już poskładać. Swoją drogą, poczułem również suchość w gardle. Jakbym od dawien dawna nie miał w ustach ani kropli wody. Zmotywowany pragnieniem skierowałem swoje kroki do kuchni, gdzie niemalże od razu dopadłem stojącej na stole butelki z wodą. Jednym haustem opróżniłem połowę butelki. Pragnienie jednak nie ustępowało. Najzwyczajniej w świecie miałem kaca. Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli. Nic jednak nie mogło zmienić zaistniałych faktów. Dlatego też machinalnie nastawiłem wodę w czajniku i przygotowałem kubki, do których wsypałem dosyć sporo kawy.  Już miałem napełnić naczynia wodą, gdy w progu pomieszczenia stanęła Iza. Była niesamowicie blada i wycieńczona. Bez słowa podszedłem do niej i poprowadziłem do stojącego przy stole krzesła. Pomogłem dziewczynie usiąść. Sam natomiast zająłem miejsce obok i ująłem rękoma jej dłonie.
            - Jak się czujesz? – Zapytałem z wyraźną troską.
            - Lepiej nie pytaj. – Usłyszałem w odpowiedzi.
            - Aż tak źle?
            - Źle to za mało powiedziane.
Naszą rozmowę przerwał gwizd czajnika. Dźwięk był tak niesamowicie świdrujący, że ból głowy chyba się wzmagał. Dlatego czym prędzej uciszyłem nieszczęsne urządzenie, po czym skończyłem przygotowanie kawy. W krótce udało mi się postawić jeden z kubków przed Izą. Z niewymuszonym uśmiechem zachęcałem do wypicia napoju, który miał zapobiec bólom głowy i kiepskiemu samopoczuciu. Przede wszystkim liczyłem, że pozbędę się tego cholernego kaca. Niesamowicie paskudne uczucie. I po co ja się tak upijałem?

  
***


Kinga /



            Nie miałam pojęcia, kiedy i jak wróciłam do domu. Teraz jednak było to mało istotne, gdyż  czułam się fatalnie. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że ta impreza dobiegła końca, bo jak dla mnie było tam trochę drętwo. Szczególnie, że przez większość czasu miałam przy sobie anioła stróża. Co chwila przynosił mi drinki, bądź inne napoje, uporczywie prosił do tańca, a prawda była taka, że on w ogóle nie potrafił tańczyć. Jakaś kompletna łamaga. W dodatku przez cały czas opowiadali sobie jakieś siatkarskie anegdoty. Po prostu paranoja. W pewnej chwili poczułam ból z tyłu głowy. No tak. Syndrom dnia poprzedniego wzmagał się, czego w ogóle nie przypuszczałam. Wstałam więc i skierowałam się do łazienki. Szybki prysznic zdziałał cuda. Dlatego po chwili wyjęłam z szufladki czystą bieliznę i jakąś koszulkę na ramiączkach, po czym okryłam się puchowym szlafrokiem i poszłam do kuchni. W mgnieniu oka przygotowałam sobie jakieś prowizoryczne śniadanie, a przede wszystkim kawę. Siedziałam tak, patrząc w okno, aż nagle usłyszałam huk dobiegający z pokoju przyjaciółki. Gnana jakimś dziwnym strachem pobiegłam tam i co zobaczyłam?! Ten matoł – Igor leżał na jej łóżku i trzymał się za głowę. Czyżby i jego dopadła poimprezowa migrena? Ale chyba nie… Gdyby to był potworny ból wewnątrz czaszki, pewnie jęczałby z bólu, a on nic. Siedzi jak kretyn i trzyma się za czoło. Przyjrzałam mu się bacznie. No cóż. Trzeźwy to on jeszcze nie był. Nie wiedziałam też, co chciał teraz osiągnąć albo gdzie się wybierał. Nagle dobiegł mnie dźwięk telefonu. I wszystko jasne. Szanowny hrabia wybierał się do swojej kurtki, w celu przeprowadzenia rozmowy telefonicznej a tymczasem spotkał się z szafą. Nic, tylko boki zrywać. Przypatrywałam mu się jeszcze przez chwilę, po czym wróciłam do kuchni, aby dokończyć śniadanie. Nie zdążyłam jednak ugryźć swojej kanapki, gdyż w ślad za mną zjawił się tutaj ten wariat.
            - Co ty tutaj robisz? – Zapytałam z nieukrywaną irytacją.
            - Sam chciałbym wiedzieć. – Odparł równie wkurzony.
            - Pewnie mózg ci się zlasował. – Odgryzam się szybko. – I pomyliłeś drogę do domu.
            - Tak, tak , tak – Odrzekł złośliwie. – Igror zawsze musi robić za czarną owcę.
            - Jakbyś tyle nie pił, to byś doszedł.
            - A ty to niby taki ideał? – Jego złośliwościom nie ma końca – sama wlałaś w siebie najwięcej ze wszystkich, a na mnie nadajesz!
Jego chyba rąbnęli przy porodzie w głowę, zamiast w tyłek, bo opowiada pierdoły gorsze, niż ustawa przewiduje. Zwłaszcza, że poza Patrykiem był pierwszym w kolejności, który się upił, więc skąd mógłby wiedzieć, ile ja wypiłam? Ta impreza to po prostu jakaś porażka. Izka znika i nie widzieli jej najstarsi górale, w naszym mieszkaniu ląduje największy błazen w całej ekipie, nabijając sobie przy okazji guza. No po prostu żyć, nie umierać. Oni myślą, że ja nie mam co robić, tylko chodzić na imprezy. Jakkolwiek Izie zależało do tego stopnia, że głupio było mi jej odmówić. I teraz mam za ten brak asertywności. Szczerze powiedziawszy, odeszła mi rozmowa na dalszą sprzeczkę z tym idiotą. Skończyłam więc swoje śniadanie, po czym skierowałam do pokoju, zamykając uprzednio drzwi na klucz. Miałam szanownego kolegę w głębokim poważaniu. Dlatego też zupełnie się nie przejmując, włączyłam muzykę i wyłożyłam się na swoim łóżku. Już po paru minutach zapadłam w przyjemny, lekki sen.




***


Iza /


            Siedziałam w obcym mieszkaniu i małymi łyczkami popijałam kawę. Czułam, jak kac powoli ustępuje. Jednak w dalszym ciągu nie potrafiłam przypomnieć sobie, jak się tutaj znalazłam ani co robiłam w nocy. Zupełnie, jakby ktoś wyczyścił mi pamięć z zadziwiającą precyzją. A może nie chciałam pamiętać? Po dłuższej chwili patrzenia w okno, spojrzałam w oczy siedzącego naprzeciw mnie Patryka. W tym spojrzeniu było coś innego, niż zawsze. Niebieskie tęczówki zrobiły się jakieś blade i pełne żalu. Czyżby miał o coś pretensje? Tego nie byłam w stanie powiedzieć. Jednak to nie był ten sam siatkarz, do którego od jakiegoś czasu czułam coś więcej, jak tylko sympatię. Tak. Powoli się zakochiwałam, lecz nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Również teraz nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać. Cisza też była już bardzo uciążliwa. Jakkolwiek żadne z nas nie kwapiło się, aby ją przerwać. Jednak milczenie dzwoniło mi już zarówno w uszach, jak i w głowie. Powodowało, że czułam się jeszcze gorzej, niż przed momentem.
            - Patryk? – Bardzo nieśmiało wypowiadam jego imię.
            - Co się stało? – mój towarzysz natychmiast podchwytuje rozmowę.
            - Czy… czy… - czuję, jak język więźnie mi w gardle – my…
            - Wyduś to z siebie – środkowy próbuje zachęcić do rozmowy.
            - Dużo wczoraj wypiliśmy? – mówię na jednym tchu.
            - Nie pamiętam – odpowiada zgodnie z prawdą.
Dopiłam kawę, po czym wstałam od stołu. Patryk tymczasem ani drgnął. Jednak nie jestem jego niańką, by martwić się, że siedzi przy stole zapatrzony w okno, jak sroka w gnat. Skierowałam swoje kroki do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, a także zmyłam makijaż. Wyglądałam wręcz koszmarnie z tuszem rozmazanym na policzkach. Pomijam fakt, iż nie miałam przy sobie żadnych kosmetyków. Jak ja tego nie lubię! Musiałam umyć buzię mydłem, co nie zbyt mi się uśmiechało, gdyż zawsze w takich sytuacjach wspomniana substancja dostawała się do moich oczu, co szczypało gorzej, niż ustawa przewiduje. Gdy tylko skończyłam toaletę, poszłam do sypialni, gdzie przypuszczalnie, zostawiłam swoje rzeczy. Omal nie dostałam załamania nerwowego. Kiedy zobaczyłam po jednej ze stron lekko zaplamione prześcieradło, od razu podniosło mi się ciśnienie. Czułam, jak moja twarz robi się śmiertelnie blada, a do oczu napływają łzy. Matko, jaka ja byłam głupia! Jak mogłam spać z facetem, którego nawet dobrze nie poznałam?! Nie wiem, nie mam nawet pojęcia i nie rozumiem samej siebie… Hamując łzy, czuję się cała obolała. Boli mnie każdy mięsień, a przede wszystkim podbrzusze. Mam żal do siebie i do Patryka o wszystko. Dlatego, roniąc kolejne łzy, szybko odszukuję swoje ubrania. Wkładam je i nagle uświadamiam sobie, iż mam zepsuty zamek w sukience. No i świetnie! Jak dojdę do domu, nie wiedzą najstarsi górale. Obolała usiadłam więc na łóżku, po czym dostrzegłam rzuconą w kąt treningową torbę. Czym prędzej podeszłam i zajrzałam do bocznej kieszeni. Na szczęście znalazłam w niej agrafę. Natychmiast spięłam nią rozerwany suwak. Spojrzałam jeszcze w lustro, znajdujące się w drzwiach szafy. Chwiejnym krokiem ruszyłam do wyjścia. Nie wiele trzeba było, aby dostrzec mój płaszcz. Ta część garderoby również znalazła się na mnie w mgnieniu oka. Już miałam opuścić mieszkanie, gdy Patryk złapał mnie za rękę.
            - Nie zostaniesz? – zapytał z jakąś dziwną nadzieją.
            - Wystarczająco nacieszyłeś się mną w nocy – odrzekłam, po czym ze łzami w oczach zbiegłam na parter.


_____________________________________________

Świadectwa już rozdane, akademie zakończone. Teraz wakacje czas zacząć, dlatego specjalnie z tej okazji dodaję rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrowienia dla Was:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz