środa, 3 lipca 2013

Rozdział 27



Kinga /


           
            Kiedy opuściłam szpital po odwiedzinach u Izy i małej, nie mogłam przestać się cieszyć. Byłam małą niesamowicie zauroczona! To maleństwo było takie słodkie, a zarazem niewinne. Chciałabym wiecznie tulić Lenę w swoich ramionach. Nic więc dziwnego, że marzyło mi się własne dziecko. Już od dawna chciałam zostać szczęśliwą mamą i razem z Igorem stworzyć prawdziwą rodzinę. Lecz moje plany z każdym dniem się oddalały. Siatkarz miał dla mnie coraz mniej czasu. Zawsze tłumaczył się, że ma ważne sprawy do załatwienia i że tuż po sezonie chce wyjechać do domu, do Australii.
            Już miałam przejść przez drogę prowadzącą na nasze osiedle, gdy zobaczyłam jego. Szedł przed siebie, obejmując jakąś rudowłosą panienkę. Z odległości słyszałam, że szeptał jej jakieś czułe słówka. Zapewniał, iż nie jesteśmy już razem, że nic do mnie nie czuje. Wpadłam w furię. Nie mogłam znieść tego, że ten dupek tak mnie wykorzystał! Nie chciałam dopuścić do siebie myśli o jego kłamstwach i zdradach.
            - Z nami koniec! – krzyknęłam, gdy tylko odebrał telefon.
            - A… a… ale Kinia… - próbował mi jeszcze coś powiedzieć.
            - Lepiej zajmij się rudą pięknością! – krzyknęłam, wbiegając na jezdnię.
Nie zdążyłam nawet zakończyć połączenia. Telefon wypadł z mojej dłoni, a ja usłyszałam niesamowity huk. Gdy upadałam na twardą nawierzchnię osiedlowej drogi, poczułam potworny ból. Później była już tylko ciemność i błogi, jakże upragniony spokój.


***


Igor /


            Kiedy za moimi plecami rozległ się potężny trzask, przestraszyłem się. Strach był na tyle paraliżujący, że nie byłem w stanie odwrócić się. Wiedziałem jedno: Kinga, która prze chwilą do mnie dzwoniła, może walczyć o życie. Czym prędzej zawróciłem, by rozpocząć reanimację. Zostałem jednak sam. Roksana odwróciła się na pięcie, po czym odeszła. Chociaż prosiłem, aby wezwała pogotowie, nie chciała pomóc. Właściwie, nie mogłem jej za to winić. Pewnie pomyślała, że jestem podrywaczem, który bajeruje każdą dziewczynę. Trudno. Nie ona jest teraz najważniejsza.
            Reanimacja, którą rozpocząłem nie przynosiła żadnych skutków. Pomimo usilnego masażu serca mojej dziewczyny, czynności życiowe nie wróciły. Serce biło, lecz Kinga nadal była nie przytomna. Nie wiedziałem już, co mam zrobić! Jedyną rzeczą, jaka mi jeszcze pozostała, było wezwanie pomocy. Czym prędzej wykonałem połączenie, udzielając dyspozytorowi niezbędnych informacji. Czekając na przyjazd karetki, wziąłem Kingę w ramiona. Tuląc tak jej nieprzytomne ciało, żałowałem, że nie zauważyłem wcześniej jej cierpienia. Że nie zdecydowałem się z nią być. Przecież to naprawdę wspaniała dziewczyna! Tylko gdzie ja miałem mózg, gdy ją zdradzałem? Gdy mówiłem, że jej nie kocham? Nie dane mi było się nad tym zastanowić, gdyż na miejscu wypadku pojawiła się wcześniej wezwana pomoc. Ułożyłem więc ukochaną na rozgrzanym podłożu, umożliwiając ratownikom przystąpienie do akcji. Cała nie trwała jednak długo.
            - Gdzie ją zabieracie? – zapytałem wyrwany z amoku.
            - Znajdzie pan żonę w szpitalu wojewódzkim, nieopodal – odparł jeden z mężczyzn.
            - Ale, to moja żona! – wykrzyknąłem, licząc, że pozwolą mi cały czas być przy niej.
            - Dobrze – młoda kobieta zgodziła się – może pan jechać z nami.
Słysząc te słowa, w moim sercu pojawiła się nadzieja. Zacząłem wierzyć, że ona z tego wyjdzie, a co za tym idzie, że mi wybaczy.
            - Na  co pan czeka?! – jeden z ratowników przywołał mnie do porządku – musimy jechać, liczy się każda sekunda.

Nie czekając już dłużej, przekroczyłem próg pojazdu i ująłem ją za dłoń. Wierzyłem. Tak bardzo wierzyłem…

1 komentarz:

  1. Smutny rozdział ... Jak Kinga zobaczyła Igora z tą laską to pewnie tak cierpiała ... i jeszcze ten wypadek... Chociaż tyle dobrze, że Igor się zorjentował, ze to Kinga i poszedł z pomocą jej.. jestem ciekawa jak to sie potoczy.

    OdpowiedzUsuń