/ Iza /
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zniknąć. Po prostu przestać istnieć. Wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą, a pozornie zagojone rany otworzyły się, zadając trudny do zniesienia ból. Choć od tamtego nieszczęsnego wrześniowego dnia minęły już ponad cztery lata, wciąż widzę przed oczyma roześmianego, pełnego optymizmu Arka. Mojego Arka. To właśnie on uczył mnie odbijania piłką, jazdy na rowerze i pomagał w odrabianiu zadań. To właśnie z nim wycinałam żarty ludziom z sąsiedztwa. Z nim również chodziłam na długie piesze wycieczki po ostrołęckich lasach. A później przyszedł wrzesień. Dni mijały powoli, leniwie, nie chciało mi się jeszcze chodzić do szkoły. Spędzałam sporo czasu ze znajomymi i jednocześnie czekałam na niego. W połowie miesiąca miał razem z Agnieszką przyjechać z Włoch na urlop. Sezon się jeszcze nie zaczął, więc razem z kilkoma kolegami poprosili trenera o wolne, na co ten łaskawie się zgodził. Pamiętam, jak dzwonił do mnie, że już wyjeżdżają. Odliczałam wtedy godziny do spotkania. Jednak nie miałam wtedy pojęcia, jak bardzo się przeliczyłam. Siedziałyśmy wówczas z dziewczynami nad rzeką, kiedy dostałam telefon. Dzwoniła mama. Byłam zaskoczona, bo ona nigdy tego nie robiła. Zniecierpliwiona odebrałam. Po chwili tego żałowałam. To było najgorsze, co mogłam usłyszeć. Arek nie żył! Nie było go już! Po prostu odszedł! Wystarczył jeden cholerny wypadek, śliska droga, a ja już nie miałam brata! Nie! Zaraz, zaraz... To było nie możliwe. Arek żył, tylko kogoś innego wzięli za naszego chudzielca. Na samą myśl o tym poczułam w sercu nie przyjemne ukłucie. Co ono oznaczało? Na pewno był to ból, ale też tęsknota i poniekąd niedowierzanie. Owe uczucia spotęgowały falę łez, która przerodziła się w szloch. W tej chwili przestała się dla mnie liczyć teraźniejszość. Byłam głucha na wszystkie podmuchy wiatru i rozmawiających ludzi. Zapomniałam nawet, że nie jestem tutaj sama. Przecież obok siedziała Kinga i ten siatkarz, którego imienia nie znałam. Ale czy to ważne? Moja najlepsza przyjacióka dobrze znała sytuację. A siatkarz nie koniecznie musiał poznawać moją tajemnicę przy drugim spotkaniu. Zapominając płakałam coraz głośniej. Próbowałam się opanować, odepchnąć od siebie te myśli, jednak nie udało się. Przeciwnie. Było coraz gorzej. W pewnym momencie poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Uniosłam do góry oczy, by zorientować się do kogo należy. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że owa ręka należała do niego. Tego nieśmiałego siatkarza, któremu podejście do dziewczyny sprawiało trudność. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a na moją twarz wyszedł nikły uśmiech. Jednak bardzo szybko ustąpił on miejsca grymasowi bólu. Moje oczy ponownie zaszły łzami. Nie mogłam inaczej, nie potrafiłam i nie chciałam.
-Nie płacz już – usłyszałam jego łagodny, pełny spokoju głos.
-Ale ja... ja... nie umiem – wydusiłam z siebie po dłuższej chwili.
-Wiem, że ci trudno – wtrąciła Bartoszek – ale Arek nie chce żebyś płakała.
-Może i nie chce, ale inaczej się nie da – powiedziałam przez łzy.
-Słońce – dostrzegłam jak ukucnął przede mną i ujął moje drobne dłonie – ja wiem, że brakuje ci brata, ale zobacz ilu wspaniałych ludzi masz koło siebie, jaką masz dobrą przyjaciółkę...
Tak, tak, tak... Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś marny siatkarzyna mnie pouczał! Widzi mnie raptem drugi raz i próbuje pocieszyć, ale po jaką cholerę mi to jego pocieszenie?! W najlepszym wypadku on znał mojego brata z opowieści albo telewizyjnych transmisji! Mógł najwyżej podziwiać jego wspaniałą grę i uczyć się tego, co Arek potrafił. Zrobiłam kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Jednak byłam tak zdenerwowana i smutna, że wszelkie próby zapanowania nad emocjami spełzały na niczym. Ten feralny 16 września z przed czterech lat wyrył się w moim sercu i już na zawsze w nim zostanie.
_______________________________
Pierwszy w Nowym Roku i muszę powiedzieć, że wydaje mi się kiepski, ale to zostawię do oceny Wam.
U progu tego roku chciałabym złożyć najlepsze życzenia, przede wszystkim spełnienia marzeń i coraz ciekawszych pomysłów na opowiadania :)
Postaram się wrócić jak najszybciej, jednak nic nie obiecuję. Pozdrawiam ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz