/ Patryk /
Gdy po rozmowie z sąsiadką wróciłem
do salonu, poczułem się, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę. Zupełnie nie
docierały do mnie słowa, wypowiedziane przed chwilą przez Izę. Nerwowo krążyłem
po pokoju, próbując przyswoić tę wiadomość. Jednak za nic nie mogłem tego
zrozumieć. Moja dziewczyna w ciąży?! I jeszcze ze mną?! Nie mogła postawić nas
w lepszej sytuacji! Zwłaszcza mnie. Przez to dziecko mogła zawalić się moja
kariera!
- Na pewno się nie pomyliłaś? –
zapytałem nieco podejrzliwie.
- Niestety nie – odparła
przestraszona.
- Jak mogłaś?! – nagle wybuchnąłem
niepohamowaną złością – No jak?!
- Przecież to nie moja wina! –
próbowała się bronić.
- A kto był taki chętny po
alkoholu?! – nadal na nią nacierałem.
Nie
chciałem słuchać tych bzdurnych tłumaczeń, że wina leży po obydwu stronach.
Gdyby Iza nie była taka chętna, do niczego by nie doszło. Wróciłbym najwyżej do
domu i przespał gdzieś na podłodze, wyleczył kaca i miał święty spokój. A tak,
za parę miesięcy zmuszony będę wychowywać rozwrzeszczanego malucha. Iza na
pewno nie pozwoli mi się wymigać!
- U-su-niesz to dzie-cko –
wycedziłem przez zęby.
- Jak możesz tak mówić?! – w jej
oczach zebrały się łzy. Jednak zupełnie mnie nie ruszały.
Spod
półprzymkniętych powiek obserwowałem płaczącą dziewczynę. Nie interesowało
mnie, co teraz czuła. Jej emocje w głębi serca były mi zupełnie obojętne.
Miałem to wszystko gdzieś. Nie zamierzałem w ogóle jej pomagać. Nagle poczułem
uderzenie w twarz. Iza wymierzyła mi siarczysty policzek. To jeszcze bardziej
wzmogło moje odczucia. Byłem wściekły, nie chciałem jej znać.
- Ty chamie! – krzyczała jeszcze
przed wyjściem – Ty draniu, nie masz serca!
- Ulżyło ci? – zapytałem z ironią w
głosie.
- Już nie pamiętasz, że nie znałeś
matki?! – wyrzuciła z siebie – To sobie przypomnij!
W
chwilę później wybiegła z mojego mieszkania. Poczułem tylko wracający spokój.
Wszystkie emocje zaczęły uciekać, a ja nie przejmowałem się już niczym.
Zamykając tylko drzwi wejściowe od środka, skierowałem się do kuchni, gdzie
natychmiast odnalazłem w lodówce butelkę ulubionego trunku.
***
/ Iza /
Nie rozumiałam, dlaczego los
obchodził się ze mną tak niełaskawie. Najpierw zabrał mi Arka, a teraz postawił
na mojej drodze największego ze wszystkich egoistę. Patryk zachował się jak
ostatni drań. Kretyn nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. A ja to co?!
Najzwyczajniej w świecie nie liczyłam się dla niego. Widać było jak na dłoni,
że miał gdzieś moje uczucia, a i własna przeszłość niewiele go interesowała.
Stracił matkę, zanim ją poznał, więc powinien o tym pamiętać. Ale nie! Dla
niego liczyła się tylko kariera! Rozgoryczona wymierzyłam mu policzek, po czym
wybiegłam z jego mieszkania. Ktoś mógłby uznać, że jestem tchórzem, bo po raz
kolejny uciekłam od problemów. Jednak nie umiałam inaczej. Nie mogłam patrzeć w
twarz temu zarozumiałemu idiocie. Nie po tym, jak mnie potraktował. Zupełnie
nie wiedziałam, czy kiedykolwiek mu to wszystko wybaczę. Cała sytuacja
pokazała, że byłam jedynie zabawką, która zaspokoiła jego potrzeby. Ta myśl
wstrząsnęła mną jeszcze bardziej. Poczułam zbierające w moich oczach łzy. Nie
wiem, dlaczego się przed nimi wzbraniałam. Może nie powinnam okazywać słabości
przed samą sobą, ale nie umiałam inaczej. Przynajmniej nie teraz, gdy biegłam
nie wiadomo dokąd. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, gdzie jestem.
Tak się spieszyłam, że dobiegłam do parku. Zajęłam sobie miejsce na jednej z
ławek i ukryłam twarz w dłoniach. Rozpłakałam się, niczym dziecko, które
przecież noszę pod sercem. Ta myśl
jedynie pogrążyła mnie w smutnym nastroju. Moim ciałem wstrząsały kolejne
dreszcze. Czas zupełnie się zatrzymał. Nie było już nic. Prawie nic.
***
Kiedy
się budzę, uświadamiam sobie, co mnie dziś czeka. Wiem, że bardzo trudno będzie
mi znieść te wszystkie współczujące spojrzenia, tysiące kondolencji składanych
przez rodzinę, licznych znajomych oraz kibiców. Nie potrzebuję tego. To nie
wróci życia mojemu kochanemu bratu. Nic mu nie pomoże znaleźć się w świecie
żywych. Wcale nie mam ochoty wstawać z łóżka. Najchętniej zaszyłabym się w pokoju
i do końca życia z niego nie wychodziła. Bez Arka świat nie jest już taki sam.
Tego świata w ogóle już nie ma i nigdy nie będzie! Wszystko legło w gruzach!
-
Izunia, gotowa? – pyta Igła, który znikąd pojawia się w moim pokoju.
-
Krzysiu, nie chcę tam iść! – odpowiadam błagalnym tonem, tuląc się do libero.
-
Wiem, kochana… - odpiera smutno – Ale Arek nie chce, żebyś płakała.
-
Nie mogę nie płakać! – krzyczę nagle.
Psychicznie nie jestem w stanie wytrzymać
tego natłoku emocji. Wszystko się we mnie kotłuje, nie potrafię się uspokoić.
Krzyś uśmiecha się do mnie smutno, po czym znowu zostaję sama. Wyjmuję z szafy
elegancką czarną sukienkę oraz potrzebne mi dodatki. W oka mgnieniu ubieram się
w ten żałoby strój. Makijaż odpuszczam, bo wiem, że nie powstrzymam łez, które
powoli zaczynają się kończyć. Jest mi ciężko, gdyż nikogo nie kochałam tak, jak
brata.
Po
zakończonej mszy, koledzy Arka podchodzą do przodu niewielkiego kościółka, by
podnieść trumnę z ciałem mojego brata. W pierwszej dwójce widzę Krzyśka oraz
Łukasza, jego najlepszych kumpli. Na ich twarzach również maluje się ogromy
ból. Podobnie, jak ja nie mogą się z tym pogodzić. Wierzą, że Arek wróci i
zagra jeszcze na boisku. Razem z nimi. Owszem, zagra. Ale to będzie już chyba w
niebie, za wiele, wiele lat…
***
Wspomnienie z dnia pogrzebu wywołało
u mnie kolejną falę dreszczy. Nie płakałam już, bo w moich oczach brakowało
łez. Siedząc tu którąś godzinę z kolei, trzęsłam się z zimna. Zupełnie nie
czułam nóg ani dłoni. Jednak przyjście tutaj miało jakiś sens. Nagle poczułam
na swoi ramieniu jego dłoń. Tak, to była dłoń
Arka. Mimo że nie było go wśród żywych wspierał mnie tam z góry.
Wiedział, co się ze mną działo, co myślałam w danej chwili. Ja też wiedziałam.
Niezależnie od żądania Patryka urodzę i wychowam dziecko, nawet, jeśli będę
zdana tylko na siebie. Bez wątpienia byłam to winna Arkowi. Dlatego nie
chciałam, by czuł się zawiedziony.
***
/ Patryk /
Siedząc w salonie, wlewałem w siebie
kolejną już butelkę whisky. Może nie był to dobry pomysł, lecz nic innego nie
mogłem teraz zrobić. Byłem na nią tak wściekły, że najchętniej zakończył bym
ten chory związek i niczym się nie przejmował. Bosz. Tak się wkopać… w ogóle,
jak ona mogła mi to zrobić?! Chce niszczyć karierę, to proszę bardzo, ale komuś
innemu, nie mnie!
Na
pewno nie mnie!
W tym stanie alkoholowego upojenia
nie wiedziałem, kiedy zasnąłem. Jednakże sen nie był dobrym wyjściem. Gdy tylko
głowa opadła mi bezwładnie na ramię, przyśnił mi się koszmar.
***
Szedłem szpitalnymi
korytarzami, aż w końcu znalazłem się na oddziale porodowym. Drzwi do jednej z
sali były otwarte. Zaciekawiony zajrzałem więc do wnętrza pomieszczenia, do
którego prowadziły. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom! Na specjalistycznym
fotelu ułożona była wysoka kobieta o jasnych oczach i ciemnych włosach. Była
całkiem podobna do mnie. Z wielkim trudem starała się wytrzymać do końca
porodu. Widać, jak bardzo kochała swoje jeszcze nienarodzone dziecko i chciała
jak najszybciej je przytulić. Przez długie godziny przyglądałem się jej
wysiłkom, aż wreszcie usłyszałem, świdrujący uszy, płacz dziecka. Położna czym
prędzej przecięła pępowinę i podała maleństwo kobiecie.
-
Patryk… - wyszeptała, składając pocałunek na czole chłopca.
Jeszcze raz przytuliła maleństwo, po czym
oddała je położnej. Ścisnęła dłoń swojego męża, patrząc w jego oczy z miłością.
Była już bardzo wymęczona. Uśmiechnęła się nikle.
-
Patryk… - wydusiła z siebie, oddając ostatnie tchnienie.
__________________________________________
Witam!
Oddaję w Wasze ręce jedną z chyba ciekawszych notek, które napisałam jakiś czas temu. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie do Waszych gustów. Pozdrawiam i do zobaczenia za 10 dni :)