/ Kinga /
Niepewność i strach towarzyszyły mi od
dnia, w którym się obudziłam. Także dręczące mnie wyrzuty sumienia nie dawały o
sobie zapomnieć. Miałam żal do samej siebie, że dałam się namówić Igorowi na
wspólny powrót do domu po meczu. Co tu dużo mówić? Byłam winna spowodowania
wypadku i tego, że tutaj byłam, choć tak bardzo nie lubiłam szpitali. Częściowo
porzucając swoje rozmyślania, wstałam z
łóżka. Opatulona bluzą skierowałam się w stronę korytarza, który przemierzałam
miarowym krokiem. Nie mogłam chodzić szybko; wciąż miałam wstrząśnienie mózgu.
W każdej chwili mogłam stracić przytomność. Po drugie, zupełnie nie wiedziałam,
gdzie jestem, więc jedynym sposobem zlokalizowania sali Igora było odwiedzenie
dyżurki pielęgniarek. Nie uśmiechała mi się rozmowa z nimi, jednak strach o
życie chłopaka wziął górę nad uprzedzeniami. Łamiąc opory, stanęłam w progu
pomieszczenia, które służyło za dyżurkę. Odchrząknęłam, po czym zapytałam
niemal szeptem:
- Siostro, w której sali znajdę
Igora Yudina?
- Siatkarz jest na Intensywnej
Terapii – odpowiedziała – nie powinna pani do niego iść.
- Proszę mi pozwolić, chociaż na
chwilę – mój szept zamienił się w błagalne łkanie – muszę wiedzieć, co się z
nim dzieje.
- No dobrze – odparła po chwili
wahania – zaprowadzę panią.
Miałam
szczęście, że nie spotkałam tej samej kobiety, która przed paroma dniami
zostawiła mnie bez słowa. Przez nią w ogóle nie udało mi się odpocząć. Wręcz
przeciwnie. Spowodowała, że gubiłam się w domysłach, dotyczących Igora. Po kilku minutach drogi w towarzystwie
kobiety doszłam do celu. Z niemałą trwogą przekroczyłam jego oddziału, kierując
się we wskazanym kierunku. Na końcu korytarza znajdowała się sala, w której
leżał. Otoczony urządzeniami, monitorującymi funkcje życiowe, wyglądał
przeraźliwie blado. Jego twarz była dziwnie spokojna, brakowało na niej choćby
cienia uśmiechu, przez co robił wrażenie nieżywego. Poczułam niemałą ulgę, gdy
go zobaczyłam. I chociaż był nieprzytomny, nie chciałam robić hałasu. Czułam,
że nie powinnam. Dlatego cicho weszłam do środka. Zajęłam miejsce na brzegu jego
łóżka i przez chwilę wpatrywałam się w jego twarz. Moje oczy stopniowo
wypełniały się łzami. Zacisnęłam więc powieki, by się nie rozpłakać. Ale to na
nic. W chwilę później po moich policzkach popłynęły słone krople. Niepostrzeżenie dla samej siebie złapałam
dłoń atakującego. Zamykając ją w swoim szczelnym uścisku ponownie popatrzyłam
na jego bladą buzię. Znowu obudziło się we mnie poczucie winy. Kiedy tak przy
nim siedziałam, miałam do siebie jeszcze większe pretensje. Nie potrzebnie się
zgodziłam! Gdyby nie ja, Igor spokojnie dojechałby do domu, cieszył się dalszym
zdrowiem i utrzymaniem formy. Ale nie, ja musiałam wracać akurat z nim! Czułam
się fatalnie, mając wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam dojść do siebie, a myśli
tabunami biegały po mojej głowie. Lecz nie mogłam myśleć tylko o sobie. Po paru
minutach uświadomiłam sobie, że wciąż trzymam jego dłoń. Tak, ciągle siedziałam
na brzegu łóżka siatkarza i płakałam, niczym dziecko.
- Igor... Igor… - łkałam chowając
twarz w dłoniach – nie odchodź… nie możesz nas wszystkich zostawić!
Niczym
cień przy jego łóżku, stanęła kobieta w białym kitlu. Przez chwilę wpatrywała
się we mnie, obserwując moją walkę z emocjami. Jednak po upływie krótkiej
chwili dobiegł mnie jej szept:
- Musi pani już wrócić na salę.
- Proszę mi pozwolić jeszcze przy
nim zostać – wydobył się ze mnie ten błagalny ton.
- Niestety, nie mogę – odpowiedziała
- proszę już iść na salę.
- Walcz – moje słowa skierowane były
do siatkarza - walcz, to twój mecz.
***
/ Iza /
Dziś znowu obudziły mnie poranne
mdłości. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka, jednak podchodzący do gardła
żołądek dał o sobie znać. Z prędkością światła pobiegłam do łazienki, gdzie od
razu dopadłam toalety. Przez moment
miałam wrażenie, że wypluję żołądek. Czułam się wręcz fatalnie i nie miałam
chęci do życia. Zwłaszcza, że męczyła mnie świadomość, iż jutro będzie to
samo. Minęła godzina, nim doszłam do
siebie. Zmęczona tym wszystkim obmyłam twarz, po czym wróciłam do pokoju.
Postanowiłam położyć się jeszcze na chwilę. Chciałam po prostu odpocząć. Bałam
się również, że może zrobić mi się słabo, zupełnie nie wiedziałam, czego mogę
się spodziewać po tych porannych mdłościach. Jednak z chwilą, gdy moja głowa
dotknęła poduszki, pomyślałam o Kindze. Zmartwiło mnie to, że przyjaciółka od
paru dni nie zawitała do domu. Czyżby się obraziła? A może coś jej się stało?
Solidnie zaniepokojona sięgnęłam po telefon. W okamgnieniu wybrałam w spisie
numer Kingi, po czym wcisnęłam klawisz połączenia. Jeden sygnał, drugi, trzeci…
Nagle usłyszałam jakiś szelest.
- Iza? – w słuchawce rozległ się
głos przyjaciółki.
- Kinga! – powiedziałam głośniej,
niż zamierzałam – Co się z tobą stało?!
- Miałam…
- Wyduś wreszcie z siebie tą
tajemnicę – zachęcam współlokatorkę do zwierzeń.
- Miałam wypadek – poczułam się,
jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę.
- Co proszę?! – nie mogłam uwierzyć
w jej słowa.
- Wracałam z Igorem z tego meczu –
zaczęła mi wyjaśniać – I doszło do czołowego zderzenia z dużym dostawczym
samochodem; kierowca był nietrzeźwy.
Poczułam,
że telefon wypadł mi z dłoni. Zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć, jak
zareagować. W mojej głowie kotłowały się tysiące myśli. Czemu ja nic o tym nie
wiedziałam?! Nie miałam pojęcia, co powinnam była sobie w tej chwili pomyśleć.
Z lekkiego letargu, w jaki zapadłam, wyrwał mnie głos Kingi:
- Iza! – krzyczała do mnie – Iza,
jesteś tam?!
- Jestem – odpowiedziałam – ale
doznałam jakiegoś szoku.
- Nie martw się o mnie – czuję, jak
na jej twarzy pojawia się uśmiech – lepiej powiedz, co u ciebie?
- Nie mam pojęcia, co się ze mną
dzieje – odpowiedziałam szczerze – od paru dni mam mdłości.
- Żartujesz! – Teraz Kinga nie może
pozbyć się szoku.
- Mówię poważnie – odparłam.
- Pomyślałaś o tym, że jesteś w
ciąży? – Zadała mi pytanie.
- Pogięło cię?! – szczerze się
oburzyłam.
- Nie, nie pogięło – Bartoszek jak
zwykle była niezrażona moimi docinkami – lepiej zrób test.
-
Zadzwonię, jak będę coś wiedziała, pa.
- No pa!
***
Po powrocie do domu, pełna obaw
poszłam do łazienki. Drżącymi dłońmi otworzyłam pudełko z testem, po czym go
zrobiłam. Przez kilka pierwszych minut po tym „zabiegu” nie chciałam spoglądać
na okienko zawierające wynik. W końcu jednak uchyliłam powieki i nie pewnie
skierowałam wzrok na trzymany w dłoni test. Nie mogłam w to uwierzyć! Pech
prześladował mnie na całej linii. Najpierw ta nieszczęsna noc, podczas której
oddałam się Patrykowi, teraz to! Nie mogłam uwierzyć, że jestem w ciąży. To na
pewno nie była prawda!
***
Sierpień
w tym roku jest wyjątkowo słoneczny. Siedzę na werandzie naszego domku,
wystawiając twarz do słońca. Po ogrodzie krząta się mój brat, który chce
wyręczyć tatę i kosi trawę. Nagle słyszymy wbiegającą do domu Agnieszkę. Jest
jakaś dziwnie rozradowana i cała promienieje. Za Chiny ludowe nie mogę domyślić
się, dlaczego? Narzeczona Arka nie każe nam długo czekać na rozwiązanie
zagadki. Już po krótkiej chwili wbiega do ogrodu, prosząc chłopaka, by usiadł
razem z nami.
-
Arek, jestem w ciąży! – oznajmia nam tę radosną nowinę.
-
Naprawdę? – Obydwoje nie dowierzamy jej słowom.
-
Tak – krzyczy radośnie Aga – będziesz tatą!
-
Gratuluję! – moje słowa są jak najbardziej szczere.
Para siedząca naprzeciw mnie tylko się
uśmiecha, są szczęśliwi. Tak rozradowanych ludzi nie widziałam jeszcze nigdy.
Z jednej strony cieszę się razem z nimi,
ale z drugiej mam świadomość, że rodzicielstwo pochłonie Arka bez reszty i nie
będzie miał dla mnie tyle czasu, co kiedyś. Ubędzie jakaś cząstka mnie…
***
/ Patryk /
Kiedy wszedłem do szatni, była
jeszcze pusta. Zająłem swoje stałe miejsce i zacząłem się przebierać. Nawet nie
spostrzegłem chłopaków, zjawiających się w pomieszczeniu. Nie zbyt interesowało
mnie to, co dzieje się wokół. Myślami wciąż byłem przy Izie i naszej ostatniej
rozmowie. Na dobrą sprawę mi ulżyło. Gdy powiedziała, że się nie gniewa, z
serca spadł mi ogromny kamień. W pewnym momencie moje rozmyślania zostały
przerwane. Do szatni wbiegł, blady niczym ściana, Łomacz. Wszystkie oczy
zwróciły się w stronę kapitana, który usiadł na ławce. Wyglądał, jakby zapadł w
jakiś letarg. Nigdy go takiego nie widziałem.
- Gregor, może powiesz, co się
dzieje? – zapytałem kumpla wprost.
- Nie uwierzycie… - odpowiedział
nadal zamyślony.
- Jak nie powiesz, to na pewno nie
uwierzymy - do rozmowy włączył się
Paweł.
Grześ
wyglądał na dosyć załamanego. Widać, że to, co miał nam przekazać nie chciało
mu przejść przez gardło. My zresztą nie naciskaliśmy. Jak będzie chciał to sam
nam powie. Jednak ja chciałem wiedzieć jak najszybciej. Zaczynał ogarniać mnie
niepokój, a przeczucie mówiło, że nie będzie to nic dobrego.
- I… I… Igor…
- Co z nim?! – zapytaliśmy niemal
jednocześnie – Grzesiek, mów!
- Igor najprawdopodobniej nie żyje –
rozgrywający wreszcie wydusił z siebie złą nowinę.
- To nie może być prawda – krzyknął
Benek.
- Wyobraźcie sobie – zaczął mówić
trochę pewniej – że po tym ostatnim meczu zapomniałem z szatni telefonu. Byłem
już prawie w centrum, kiedy mi się przypomniało. Doszedłem do wniosku, że nie
ma na co czekać i w momencie zawróciłem. Dojechałem tylko do skrzyżowania przy
wjeździe do miasta. Dalej nie byłem w stanie ruszyć, droga była totalnie nie
przejezdna. Wolnymi odcinkami ulicy mknęły raz za razem samochody straży,
policji i pogotowia. „ Na pewno coś jest na rzeczy.” – pomyślałem. I na dobrą
sprawę się nie pomyliłem. Przez zwykłą ciekawość wyskoczyłem z samochodu, żeby
sprawdzić, co się dzieje. I w tym momencie zdębiałem. W ogóle nie mogłem
uwierzyć własnym oczom! Audi Igora było całkiem zmiażdżone. Po masce nie
zostało nic. Ale nie to było najgorsze…
- Grzesiek, wszystko ok? – zapytałem
przejęty.
- Nic nie jest ok – usłyszałem w
odpowiedzi.
- Masz – Pavel rzucił w jego stronę
butelkę z wodą.
Łomacz
upił z niej parę sporych łyków. Złapał też parę głębszych oddechów, po czym
przybrał minę zamyślonego. Znowu nie wiedział, jak ma przekazać nam końcówkę
swojej wypowiedzi, a my po raz kolejny pozwoliliśmy, aby wszystko toczyło się
swoim torem. Wyduszenie z siebie czegoś trudnego nie należało do przyjemności,
więc żaden z nas nie chciał ponaglać rozgrywającego. Dopiero po kilku minutach
Grześ odzyskał głos.
- Najbardziej przerażający był jego
widok…
- Kogo widziałeś? – w tym momencie
odezwał się Nowik.
- To był Igor… - wydusił z siebie
nasz kolega – Tak, widziałem Igora…
________________________________
Witam!
Nie mogłam doczekać się dodania nowego rozdziału na tym blogu. Napisałam go już wcześniej, więc teraz tylko wrzucam tutaj treść, by niebawem wziąć się za 17 rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pozdrawiam i do następnego za 10 dni:*:)